Sąd odwoławczy utrzymał wyrok wobec Antoniego W. – byłego ordynatora ze szpitala przy al. Kraśnickiej w Lublinie. Potwierdzono, że mężczyzna napastował seksualnie młode lekarki. Dostał za to rok więzienia w zawieszeniu oraz zakaz zbliżania się do pokrzywdzonych.
Prawomocny wyrok w tej sprawie zapadł w piątek w Sądzie Okręgowym w Lublinie. To finał ponad trzyletniego procesu. Rozstrzygnięcie z pierwszego postępowania zostało w całości utrzymane w mocy.
– Jesteśmy bardzo zadowoleni z wyroku. Sąd potwierdził, że Antoni W. wielokrotnie dopuszczał się czynów karalnych wobec swoich podwładnych – komentuje adw. Andrzej Latoch, pełnomocnik trzech pokrzywdzonych kobiet. – Sąd dał również wyraz swojemu najwyższemu zdumieniu, że podczas postępowania oskarżony nie wyraził nawet cienia skruchy.
Proces Antoniego W. od początku toczył się za zamkniętymi drzwiami. Szczegółowe ustalenia sądu oraz uzasadnienie wyroku pozostają więc niejawne. Antoni W. kierował oddziałem gastroenterologii w szpitalu przy al. Kraśnickiej. Oskarżono go o stalking oraz molestowanie seksualne czterech lekarek, które robiły na jego oddziale specjalizacje.
Pierwszy wyrok w tej sprawie zapadł w sierpniu ubiegłego roku. Sąd uznał, że Antoni W. bezwzględnie wykorzystywał podległość służbową, by molestować cztery młode kobiety.
Lekarz został wówczas skazany na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. W okresie próby zabroniono mu również jakichkolwiek kontaktów z pokrzywdzonymi oraz zbliżania się do nich na mniej niż 50 metrów. Antoniego W. ukarano również czteroletnim zakazem sprawowania funkcji kierowniczych w placówkach opieki medycznej, związanych z podległością służbową. Do tego należy dodać 4,5 tys. zł grzywny oraz ponad 30 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz pokrzywdzonych. Po apelacji sprawa ponownie trafiła na wokandę. Sąd Okręgowy w Lublinie nie miał jednak żadnych wątpliwości i utrzymał w mocy wyrok wobec Antoniego W.
Skandaliczne zachowanie ordynatora opisaliśmy w marcu 2015r. Rezydentki ze szpitala przy ul. Kraśnickiej zdecydowały się wówczas opowiedzieć o swoim koszmarze. Antoni W. regularnie zapraszał lekarki do swojego gabinetu. Tam je obwąchiwał i obmacywał.
– Jeszcze przed ślubem na zebraniu opowiadał o prawie do sprawdzenia czystości przedślubnej. Stwierdził, że sam musi to zbadać. Mówił o tym przy innych mężczyznach. Kiedy byłam w zaawansowanej ciąży, posadził mnie na głębokiej kanapie i zaczął dotykać. Powiedział, że mam usta stworzone do całowania. Mówił, że ciąża to nie jest sposób na niego i w następnej będę już z nim – wspominała jedna z kobiet.
Lekarki bały się przebywać z ordynatorem sam na sam.
– Bałam się jeździć windą, żeby go nie spotkać. Kiedy jechaliśmy z jakąś pielęgniarką modliłam się, żeby nie wysiadła wcześniej. Byłam przerażona na samą myśl, że mogę zostać z nim sama w windzie. On wtedy od razu obmacywał. Teraz już nie boję się wsiadać do windy – mówiła jedna z rezydentek.
– Byłam wtedy w ciąży. Kserowałam dokumenty. On zaszedł mnie od tyłu, przycisnął do kserokopiarki i zaczął obmacywać. Chciałam go uderzyć, ale bałam się, że nikt mi później nie uwierzy – wspominała kolejna z pokrzywdzonych.
Pokrzywdzone kobiety zawiadomiły o wszystkim prokuraturę. Ustalono, że gehenna kobiet trwała przynajmniej od 2012 r. Lekarki po kilka dni opowiadały śledczym o swoich przejściach z ordynatorem.
– Na zewnątrz był bardzo religijny. Obnosił się ze swoją wiarą i przywiązaniem do tradycyjnych wartości. Na biurku miał zdjęcie rodziny. Czytał prawicowe tygodniki. Pytał, czy planujemy z mężem drugie dziecko. Powiedziałam, że tak, a wtedy stwierdził, że jakby z mężem nie wyszło to on pomoże – wspominała jedna z lekarek. – Psychiczne i fizyczne molestowanie były normą. Kiedy zamykały się drzwi jego gabinetu zaczynał się horror.
Kiedy sprawa wyszła na jaw, Antoni W. został wyrzucony z pracy. Naczelny Sąd Lekarski skazał go później za naruszenie etyki lekarskiej. Uzasadniając rozstrzygnięcie sąd ocenił, że „Antoni W. jest osobą zdemoralizowaną i ma złamany kręgosłup moralny”.