- Można powiedzieć, że ludzie z jego zaplecza dopuścili się grzechu pychy lekceważąc Andrzeja Dudę i licząc na to, że wystarczy „straszyć” wyborców Prawem i Sprawiedliwością - mówi prof. Grzegorz Janusz, dziekan Wydziału Politologii UMCS
Rozmowa z prof. Grzegorzem Januszem
• Czy zwycięstwo Andrzeja Dudy w drugiej turze wyborów prezydenckich można uznać za niespodziankę?
– Ten wynik był jak najbardziej prawdopodobny, choć wcześniej więcej przemawiało za wygraną urzędującego prezydenta. Kilka miesięcy temu sondaże dawały mu blisko 60 proc. poparcia. Można było przypuszczać, że wybory rozstrzygną się już w pierwszej turze. Ale kampania Bronisława Komorowskiego była miałka. Trochę przyspieszyła przed drugą turą, ale to nie wystarczyło. Można powiedzieć, że ludzie z jego zaplecza dopuścili się grzechu pychy lekceważąc Andrzeja Dudę i licząc na to, że wystarczy „straszyć” wyborców Prawem i Sprawiedliwością.
• Co przesądziło o sukcesie kandydata PiS?
– Istotne było zachowanie tych, którzy w pierwszej turze głosowali na innych kandydatów. Andrzeja Dudę poparło 70 proc. wyborców Pawła Kukiza i część elektoratu SLD. Na wynik wpłynęła też słabsza mobilizacja zwolenników Bronisława Komorowskiego i Platformy Obywatelskiej. Można było przypuszczać, że wzrost frekwencji będzie sprzyjał obecnemu prezydentowi. Okazało się, że zadziałał na korzyść jego rywala.
• A jak pan ocenia kampanię Andrzeja Dudy?
– Była zdecydowanie lepsza. Wykonał sporo działań, których Bronisław Komorowski jako urzędujący prezydent nie mógł podjąć. Uczestniczył w wielu bezpośrednich spotkaniach, częstował ludzi kawą w warszawskim metrze. To proste chwyty marketingowe, ale dla wielu osób był to sygnał, że jest człowiekiem, któremu mogą uścisnąć mu rękę. Z kolei Komorowski nie zrobił wielu rzeczy, które mógł zrobić. Młodszym wyborcom, którzy nie głosowali w poprzednich wyborach prezydenckich, jawił się jako starszy pan, który ma niewiele do zaoferowania. Z kolei Duda prezentował się jako młody i energiczny kandydat.
• Jakim Andrzej Duda będzie prezydentem?
– Rokuje dobrze. Po ogłoszeniu sondażowych wyników udzielił wyważonej wypowiedzi, w której podziękował wyborcom i rywalowi, co wypadło bardzo elegancko. W poniedziałek rano, podobnie jak dwa tygodnie temu, rozdawał kawę mieszkańcom Warszawy. O tym, jaka będzie to prezydentura, okaże się za jakiś czas. Ale wydaje się, że ma zamiar być prezydentem, a nie wyrazicielem woli Prawa i Sprawiedliwości.
• W Lubelskiem kandydat PiS miał miażdżącą przewagę. Czy to może mieć wpływ na jesienne wybory parlamentarne?
– To nie było zaskoczeniem, bo w naszym regionie przeważają poglądy prawicowe. A wynik rzeczywiście może mieć przełożenie na jesienne wybory. Gdyby były one za dwa-trzy lata, sytuacja byłaby zupełnie inna. Najbardziej istotne będzie to, kto osiągnie zdolność koalicyjną, bo obecnie żadne z ugrupowań nie będzie w stanie rządzić samodzielnie.