Spółka TergoPower Lublin, która przy ul. Mełgiewskiej chciała postawić elektrownię na słomę i skrawki drewna, odwołuje się od negatywnej dla nich decyzji Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Norweski inwestor wciąż ma nadzieję na udaną współpracę z miastem. – Ale nasza cierpliwość powoli się kończy – mówi prezes spółki.
Na terenach po dawnej fabryce samochodów Daewoo Norwegowie chcieli postawić elektrownię za 150 mln zł. Planowali zatrudnić ok. 250 osób. Plany TergoPower oprotestowali jednak mieszkańcy Tatar. Pod pismem do władz miasta zebrali oni kilka tysięcy podpisów. Tłumaczyli, że obawiają się zanieczyszczeń powietrza i dodatkowego ruchu spowodowanego dowozem paliwa samochodami ciężarowymi. Ich głównym argumentem było jednak to, że – ich zdaniem – elektrownia byłaby niezgodna z planem zagospodarowania tego terenu.
W październiku wydania pozytywnej opinii środowiskowej odmówił spółce prezydent Krzysztof Żuk. Według urzędników wydziału środowiska stwierdzono niezgodność z częścią zapisów miejscowego planu zagospodarowania. Tłumaczono też, że planowana zabudowa, czyli m.in. 70-metrowy komin, zasłoni horyzont, patrząc z tarasu widokowego na Wzgórzu Zamkowym.
Spółka TergoPower odwołała się od decyzji Żuka do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Jej przedstawiciele podkreślali, że stanowisko urzędu miasta „oparte jest na całkowicie dowolnych ustaleniach, które nie znajdują potwierdzenia w zgromadzonych przez spółkę dokumentach”. Samorządowe Kolegium Odwoławcze wydało jednak decyzję niekorzystną dla Norwegów.
– Dlatego nasza Rada Nadzorcza zdecydowała teraz o odwołaniu się od tej decyzji do niezależnego sądu wyższej instancji – przyznaje Einar O. Vangsnes, wiceprzewodniczący rady nadzorczej TergoPower i prezes TergoPower Lublin sp. z o.o. i dodaje: – Jesteśmy rozczarowani sposobem, w jaki nasz projekt i nasza firma została potraktowana przez władze Lublina. Od samego początku ściśle przestrzegamy wymogów prawa krajowego i lokalnego. Ze względu na sugestie władz miasta zmieniliśmy lokalizację na inną zasugerowaną nam. Nie rozumiemy dlaczego ta dobra współpraca w pewnym momencie się skończyła.
Mimo to Vangsnes liczy na dobrą współpracę z miastem.
– Mam ostatnie podrygi nadziei na to, że zaczniemy rozmawiać o inwestycji korzystnej zarówno dla miasta, jak i dla nas. To jednak nasza ostatnia próba nawiązania kontaktu. Powoli tracimy już nadzieję – przyznaje. – A szkoda, bo lepiej rozmawiać konstruktywnie niż porozumiewać się za pośrednictwem prawników.
Norwegowie nie chcą mówić, jak zachowają się jeśli sąd odrzuci ich odwołanie.
– Nie będziemy spekulować o tym, co się wydarzy, bo nie byłoby to konstruktywne. Musze jednak przyznać, że nasza cierpliwość powoli się kończy – mówi.