Gdy autobiografia Halszki Opfer "Kato-tata” pojawiła się w wiejskiej bibliotece, ludzie ustawiali się po nią w kolejce. Podobnie jak po wydany pod koniec lat 90. reportaż niemieckiej dziennikarki. Tematyka obu książek jest podobna: trzydziestoparoletnia kobieta opowiada o tym, jak w dzieciństwie wielokrotnie była gwałcona przez swojego ojca.
To punkt wyjścia znakomitego reportażu Katarzyny Surmiak- Domańskiej. Reporterka Gazety Wyborczej po dwóch latach od ukazania się "Kato- taty” wraca do Mokradełka. Odnawia znajomość z Halszką i namawia ją, by poznała ją ze swoja mamą.
- Bardziej niż ojciec zwyrodnialec intrygowała mnie postać jej matki (...) Matki Polki, chrześcijanki, dobrej gospodyni – pisze we wstępie do "Mokradełka” Surmiak-Domańska.
Ta ciekawość każe reporterce wielokrotnie do Mokradełka, spotykać się z członkami rodziny i sąsiadami Halszki, krok po kroku zdobywać zaufanie jej matki.
Każdy patrzy na Halszkę inaczej, jedni wierzą w jej opowieść, inni nie do końca, ale nikt nie potrafi jej zrozumieć. Nie potrafią wybaczyć Halszce, że wykorzystuje rodzinną tragedie, by brylować w mediach. Że po "takich doświadczeniach” na każdym kroku epatuje swoją kobiecością. Że jest głośna, wesoła, wygadana. Przecież ofiara tak się nie zachowuje!
Autorce "Mokradełka” udało się rozłożyć na części pierwsze i pokazać prawdziwą twarz tej "normalnej polskiej rodziny”. Lista wad jest długa: stereotypowe postrzeganie świata, niezdolność do samodzielnych wniosków czy ocen, strach przed "tym, co powiedzą inni”.
Udało się jej coś jeszcze – na moment wejść do zamkniętego świata matki wykorzystywanej przez lata dziewczyny. Czytając to, co miała do powiedzenia, czytelnik przestaje mieć do niej pretensje o wieloletnie milczące przyzwolenie na to, co działo się z jej córką. Wręcz przeciwnie – zaczyna ją rozumieć. I to jest największa siła tej książki.