Stoję tu już z pół godziny i nie mogę przejść przez jezdnię, bo ulicą jadą kolarze - skarży się pani Lena.
Komunikacja miejska kursowała wielkimi objazdami. Niektóre linie kilka razy w ciągu dnia zmieniały trasę.
- Chciałem dojechać na pociąg, ale nie mam pojęcia, jak się tam dostać - mówi pan Tomasz Kuźma, którego spotkaliśmy przy Al. Racławickich. Autobusy, nie dość, że kursowały naokoło, to i stały w korkach. - Na Kraśnickiej, Trasie Zielonej, Fabrycznej - wylicza Weronika Opasiak, rzecznik MPK.
Ze strefy zamkniętej otoczonej trasą biegnącego przez śródmieście wyścigu można było wyjechać tylko czterema ulicami. Ale zwłaszcza po godz. 16 trzeba tam było sporo odczekać, bo policja przepuszczała auta tylko wtedy, gdy na drodze nie było kolarzy.
- Spodziewałem się, że będzie gorzej - przyznaje Marek Siuciak z korka na Lipowej. - Ale byłem przygotowany, między innymi dlatego, że wasza gazeta zamieściła bardzo dokładną mapkę utrudnień - dodaje. Niektórym mieszkańcom informacji zabrakło. - I dopiero od nas dowiadywali się, że jest wyścig. W ostatniej chwili próbowali gdzieś się dostać. A na taksówkę trzeba było czekać nawet pół godziny, tyle mieliśmy zleceń - mówi Ida Popek, dyspozytorka Radia Taxi 9191.
Rano 30 kierowców wcale nie znalazło swych aut. Zaparkowali na trasie wyścigu i ich samochody zostały odholowane na polecenie Straży Miejskiej. - Ulice sprawdzaliśmy o godz. 1 w nocy, żeby rano były oczyszczone z samochodów - informuje Ryszarda Bańka, rzecznik Straży Miejskiej. Zdezorientowani właściciele dzwonili na policję, zgłaszając kradzież. A radość z tego, że samochód ma się dobrze psuła gorzka wycena: 150 zł za holowanie, 10 zł za dobę na parkingu i 100 zł mandatu.
Mimo utrudnień było widać, że wielu kierowców zostawiło auta w domu. Rano przejazd przez miasto był nawet łatwiejszy niż na co dzień.