Mieszkanka Lublina nie mogła wyjść z osłupienia, gdy organizator wyjazdu kazał jej synowi zostawić komórkę na czas pobytu na koloniach. Takie obostrzenia coraz częściej pojawiają się w umowach o wypoczynku
Organizatorzy kolonii i obozów coraz częściej zabraniają dzieciom i młodzieży zabierania ze sobą na wakacyjne wyjazdy telefonów. Inni ograniczają możliwość korzystania z nich do godziny dziennie. Argumenty za wprowadzeniem takiego rozwiązania nie zawsze spotykają się jednak ze zrozumieniem rodziców.
– W niedzielę odwiozłam syna na kolonie i przeżyłam szok, bo dowiedziałam się, że mam zabrać mu telefon. Początkowo myślałam, że to jakiś żart. Nie rozumiem, jak można w XXI wieku pozbawiać rodziców stałego kontaktu z dzieckiem, czy zabraniać im korzystania z profili społecznościowych – denerwuje się pani Aneta, mieszkanka Lublina. – Byłam przy tym jedynym rodzicem niezadowolonym z takiego rozwiązania. Zupełnie ich nie rozumiem. Wprawdzie ostatecznie syn pojechał, ale drżę z niepewności, czy nie wydarzy się coś złego, a ja nie zostanę o tym poinformowana na czas.
Okazuje się, że w regulaminach kolonii i obozów coraz częściej znajduje się zapis o zakazie korzystania z telefonów.
– Rodzice powinni zapoznać się z nim zanim zapiszą dziecko na obóz, czy kolonie – podkreśla Marek Wołos, organizator obozu dla dzieci hrubieszowskiej sekcji karate kyokushin. – Nasze obozy trwają siedem dni i w tym czasie dzieci nie korzystają z telefonów. Gdyby działo się coś złego, to my kontaktujemy się z rodzicami. W każdej chwili mogą oni też do nas zadzwonić i dopytać o swoje dziecko, czy – jeśli jest taka potrzeba – także z nim porozmawiać.
Wołos mówi, że dzieci próbują czasami „przemycić” telefon, ale gdy opiekunowie go zobaczą, urządzenie jest rekwirowane.
– Wakacje to czas zabawy i odpoczynku, a nie wpatrywania się w ekran. Stąd zakaz. Ale muszę też przyznać, że dzieci nie mogące dzwonić co pięć minut do rodziców są spokojniejsze i lepiej znoszą rozłąkę – zauważa. – Po prostu dobrze się bawią. Inaczej bywało, kiedy maluch dzwonił do domu i mówił mamie, że tęskni, a ta zaczynała się nad nim rozczulać. To prowadziło do wielu łez, których teraz zwyczajnie nie ma. Rodzice dzięki temu też mają wolne. Im też wakacje przecież się należą.
Wakacje z ograniczonym użyciem telefonu organizuje m.in. Agroturystyka „Stajnia w sadzie”. – Dzieci dostają swoje telefony po obiedzie. Mogą z nich korzystać przez godzinę – opowiada Małgorzata Sabarańska-Figas. – Na takie rozwiązanie zdecydowaliśmy się po tym, jak zauważyliśmy, że wystarczy dać dzieciom telefon czy tablet, żeby wszystko przestawało je interesować. Konie, ogniska, wycieczki – nic nie było ważne oprócz gier. Bez dostępu do urządzeń pochłania ich prawdziwe, a nie wirtualne życie. Bardzo ważna jest też niemożność zadzwonienia do rodziców przed zaśnięciem. Takie wieczorne rozmowy bardzo często prowadziły do smutku i płaczu. Odkąd z nich zrezygnowaliśmy, czytamy dzieciom książkę, a one potem pięknie zasypiają i nic ich nie niepokoi.
– Z telefonów i tabletów zrezygnowaliśmy też dla swojego spokoju – przyznaje inny organizator wypoczynku w województwie lubelskim. Prosi, żeby nie podawać jego nazwiska. – Mieliśmy przypadki, że w trakcie obozu zniszczony został tablet, w jeziorze utonęła komórka, a jeden z chłopców kupił gry za ponad 200 zł. Rodzice mieli o to wszystko do nas pretensje. Dlatego zakaz posiadania urządzeń elektrycznych bardzo ułatwił naszą pracę.