Tylko część poborów za listopad dostali pracownicy szpitala przy al. Kraśnickiej. Czy przed świętami dostaną resztę wynagrodzeń? Nie wiadomo. - Jak długo jeszcze będziemy upokarzani - pytają ludzie.
Sytuacja kryzysowa ciągnie się od miesiąca. Najpierw zabrakło pieniędzy na należności za październikowe dyżury lekarskie i pielęgniarskie. Dlatego, że komornik zajął 470 tys. zł z tytułu wyroków komorniczych związanych z podwyżkami o 203 zł. Szpital potrzebował na ten cel 250-300 tys. zł. I jakoś je wygospodarował.
- Pieniądze za październikowe dyżury wypłacono nam w całości - przekazała nam wczoraj Mariola Orłowska, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w szpitalu. - Ale zagrożone są całe należności za dyżury w listopadzie. Cięcia dotyczą też pensji, które okrojono nam do 50 proc.
Komornik wszedł na konto, ponieważ przychodzą do niego byli i obecni pracownicy z prawomocnymi wyrokami sądowymi. Chcą odzyskać pieniądze z tytułu ustawowej podwyżki o 203 zł. - Jeszcze w październiku z tego tytułu komornik zajął nam 470 tys. zł, teraz już ponad 1 mln zł. Tak lawinowo spływają do niego sądowe wyroki - mówi Karol Stpiczyński, zastępca dyrektora ds. finansowych. - Mało tego. Egzekucje komornicze szykują też dostawcy.
Dyrekcja ostrzega, że jeżeli pracownicy nie wstrzymają się z żądaniami wypłaty, to i grudniowe pensje, i w ogóle byt szpitala też będą zagrożone.
Pieniądze podzieliły załogę. Jedni twierdzą, że trzeba dochodzić swego, inni są zdania, by się wstrzymać. - W szpitalu panuje zbiorowa histeria - mówi jedna z pielęgniarek. - Krążą różne pogłoski, które są powodem, że ludzie idą do sądów i komorników. Boją się o swoje pieniądze, bo mówi się, że szpital upadnie i że potem nikt ich nie odzyska.