Jest wszystko: grunt, pieniądze, wykonawca i pozwolenie na budowę. Ale warta 14,5 miliona zł budowa domów od czerwca nie ruszyła z miejsca. Powód? Brakuje do niej dojazdu. Nikt wokół nie chce pod oknami ciężkiego sprzętu. Ani tego, by nowe domy w ogóle tu stanęły.
Wszystko przez to, że do budowy nie ma dojazdu, choć drogi są, należą do miasta. I to miasto zdecyduje, którędy dojedzie sprzęt na plac budowy. Spółdzielnia złożyła pierwszą propozycję trasy: przez al. Kraśnicką i ul. Rogińskiego.
Magistrat się na to nie zgodził po proteście Rady Dzielnicy Konstantynów. – Zwróciłem się do niej o opinię, bo spodziewałem się, że sprawa będzie kontrowersyjna – wyjaśnia Eugeniusz Janicki, dyrektor Zarządu Dróg i Mostów.
– Dojazd biegłby przez środek osiedla. To złe rozwiązanie – stwierdza Tomasz Pękala, przewodniczący rady. – Uliczki są wąskie, nie wszędzie są chodniki. Nie wyobrażam sobie tam ciężkiego sprzętu.
– Te ulice są w złym stanie, nie są gotowe na takie obciążenie – podkreśla Łukasz Bilik, zastępca przewodniczącego Zarządu Dzielnicy Konstantynów. – Od września będą tu działać nowe placówki oświatowe: od przedszkola do liceum i ruch się zwiększy. Na osiedle jest jeden wjazd. Drugi, od Paśnikowskiego w ogóle nie powinien być dopuszczony do użytku.
Ale mieszkańcy dzielnicy idą o krok dalej: w ogóle nie chcą tu nowych domów.
– Teren leży w zagłębieniu, spływa tu woda z dwóch osiedli. Nie wyobrażamy sobie tu budowy – mówi Bilik. – Kto wydał na to pozwolenie, skoro wcześniej była mowa, że nic tu nie stanie?
Prezes spółdzielni dziwi się tym zastrzeżeniom. – Inwestycja jest zgodna z planem zagospodarowania terenu, ale na osiedlach nikt nie ma interesu w tym, by ktoś się obok pobudował – mówi Prusak. – Przez to stoję z pracami. Teren jest ogrodzony, wykonawca jest na placu budowy, ale pracować nie może.
Ratusz potwierdza: – Spółdzielnia ma pozwolenie na budowę, a inwestycja jest zgodna z planem zagospodarowania – kwituje Katarzyna Mieczkowska-Czerniak, rzecznik prezydenta miasta.