Po pięciu miesiącach urzędowania miejski konserwator zabytków nadal nie pracuje. Wiadomo z grubsza, czym ma się zająć. Ale prezydent nie znalazł czasu, by podpisać odpowiednie zarządzenie. Konserwator jest... kierownikiem biura bez podwładnych.
– Na pierwszym etapie miejski konserwator dostałby od nas uprawnienia do decydowania w sprawach dotyczących stref ochrony – mówi Halina Landecka, wojewódzki konserwator zabytków.
Chodzi o teren Starego Miasta, Krakowskie Przedmieście z przyległościami, Białkowską Górę, wzgórze Czwartek i starą Kalinowszczyznę. I to do miejskiego, a nie – jak teraz – wojewódzkiego konserwatora mieszkańcy tych rejonów i właściciele nieruchomości występowaliby o zatwierdzenie projektów wymiany okien i drzwi czy też remontów elewacji i dachów.
To dopiero wstępne ustalenia. Ostatecznych nie ma, bo nadal nie ma konserwatora. Maciej Paschke, który ma być miejskim konserwatorem, na razie jest kierownikiem Biura Miejskiego Konserwatora Zabytków. W praktyce nie kieruje nikim, bo biuro nie ma pracowników.
– Prezydent nie wydał jeszcze zarządzenia w sprawie organizacji Departamentu Infrastruktury. Bez tego nie mogę organizować biura, przyjąć ludzi i przejąć kompetencji od pani Landeckiej – przyznaje Paschke. – To, że zarządzenie będzie niedługo słyszę, co tydzień od pięciu miesięcy.
– Jest już przecież zarządzenie w sprawie nadania regulaminu Urzędowi Miasta – dziwi się Adam Wasilewski, prezydent Lublina. – Nic mi nie wiadomo, żeby były potrzebne jakieś dodatkowe regulaminy. Sprawdzę to.
Niezależnie od tego zamieszania wiadomo już, że miasto nie dostanie na razie uprawnień do decydowania o losach obiektów indywidualnie wpisanych na listę zabytków.
– Chodzi o to, że miastu trudno będzie tak stworzyć od razu profesjonalne archiwum z ciągłością dokumentacji dla każdego z zabytków – mówi Landecka. I twierdzi, że nawet z bieżącą dokumentacją magistrat ma problemy.
– Miasto zwróciło się do nas niedawno po dokumentację Ogrodu Saskiego, której opracowanie samo zlecało. Urzędnicy tłumaczyli, że ich egzemplarz gdzieś im zaginął – dodaje.
I co tu robić?
Paschke na razie zajmuje się m.in. rozpatrywaniem wniosków od właścicieli zabytków starających się o miejskie dotacje na remonty swych budynków. Dziś ma pojechać do Gdyni na konferencję poświęconą modernizmowi.