Jeszcze do wczoraj wychowawcy byli pewni, że chłopiec zostanie u nich. Trafił tu we wrześniu, po decyzji sądu i tekstach w Dzienniku opisujących jego wstrząsającą sytuację. W południe w ośrodku pojawiła się jego babcia. Pewna, że skoro wnuczek skończył 18 lat, to może zabrać go do Stasina.
We wrześniu ubiegłego roku ujawniliśmy, że w podlubelskim Stasinie rodzina przetrzymuje w fatalnych warunkach opóźnionego w rozwoju chłopca. Przez siedemnaście lat żył w zamknięciu. Nie chodził do szkoły. Nie otrzymywał żadnej pomocy. Kurator twierdził, że nie pozwalała na to babcia Andrzeja. Sądowi rodzinnemu kilka lat zajęło doprowadzenie do przeprowadzki Andrzeja do ośrodka. Stało się tak dopiero, gdy sprawą zajął się Dziennik. Chłopiec w ośrodku miał być do uzyskania pełnoletności. Osiemnaście lat skończył w środę.
Już w październiku babcia dostała od sądu zgodę na zabieranie Andrzeja do domu. Chłopiec jeździł tam w każdy piątek, mimo że to właśnie w tym domu spotkało go tyle złego. Wychowawcy początkowo obawiali się tych wizyt. - Ale babcia bardzo się starała - tłumaczy Jan Wasilewicz, kierownik internatu, w którym mieszka Andrzej. - Przyjeżdżała po niego w każdy piątek. Odwoziła w poniedziałek rano. Tłumaczyliśmy jej, że byłoby najlepiej gdyby chłopiec został u nas do 21 roku życia. Potem zaopiekowałby się nim ośrodek dla dorosłych.
- Najwyraźniej babcia zmieniła zdanie - dodaje Jan Wasilewicz. - Dla chłopca to bardzo niedobrze. Bardzo możliwe, że do Załucza już nie wróci.
Z nami babcia chłopca zamieniła tylko kilka słów.
• Cieszy się pani, że wnuczek jest w ośrodku?
- Nie bardzo - odpowiada.
• Ale chyba jeszcze trochę tu zostanie?
- Teraz zabieram go do domu na sobotę i niedzielę. W domu będzie mu najlepiej.
Wychowawcy chłopca twierdzą, że najlepiej dla niego będzie, jeśli zostanie w Załuczu. Powrót do domu zaprzepaści to, czego Andrzej zdołał się już nauczyć. - Chcemy, by zaczął radzić sobie sam - dodaje Anna Siczek. - Dziadkowie nie będą żyć wiecznie.
Do sprawy wrócimy.