70 bilboardów z żądaniem odejścia komendantów policji pojawi się dziś na ulicach Lublina.
Poseł Platformy Obywatelskiej od kilku miesięcy domaga się odwołania komendantów: wojewódzkiego i miejskiego policji w Lublinie. Nowe działania w tej sprawie zapowiedział tydzień temu. Wyłożył ok. 50 tysięcy złotych z własnej kieszeni na wielkie uliczne reklamy i 135 tysięcy listów do lublinian. Wylicza w nich tegoroczne afery z udziałem policjantów: m.in. picie alkoholu przez siedmiu funkcjonariuszy w Komendzie Miejskiej Policji, dwukrotny gwałt na studentce w policyjnej izbie zatrzymań, zmuszenie przez policjanta i strażnika miejskiego dwóch gimnazjalistek do tzw. czynności seksualnych, pobicie przez pijanych funkcjonariuszy mężczyzny ze Świdnika.
- Żądam odejścia komendantów, chcę pobudzić świadomość obywatelską mieszkańców oraz zachęcić ludzi skrzywdzonych przez funkcjonariuszy do ujawniania swoich historii - mówi Janusz Palikot. Następny krok - za dwa tygodnie - to zbieranie podpisów lublinian w sprawie odwołania szefów lubelskiej policji.
Komendant wojewódzki Janusz Guzik jest na urlopie. - Nie komentujemy działań polityków - mówi Renata Laszczka-Rusek z zespołu prasowego KWP.
Z gabinetu komendanta miejskiego Zygmunta Sitarskiego odsyłają nas do oficera prasowego. - Odcinamy się od czarnych owiec w mundurach. Natomiast komendant nie będzie komentował akcji, które w teorii są obywatelskie, a w praktyce polityczne. Broni go większą wykrywalność przestępstw i spadek przestępczości. To na tej podstawie mieszkańcy mogą sobie wyrobić opinię o jego pracy. Wewnętrzna kontrola nie pokazała, że jest odpowiedzialny za zdarzenie w izbie zatrzymań - mówi Witold Laskowski.
- To nie jest akcja polityczna. Mam rodzinę i chcę, żeby czuła się bezpiecznie. Policja zachowuje się arogancko. Czy któryś z komendantów przeprosił za postępki swoich podwładnych, czy pochylił głowę? Ja działam w interesie policji. Jeśli ludzie nie będą mieli do nich zaufania, ich praca pójdzie na marne - tłumaczy tymczasem poseł.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, które jest władne odwołać komendanta wojewódzkiego, nabrało wody w usta. Stanowisko w tej sprawie miał nam wczoraj przedstawić rzecznik tego resortu Michał Rachoń. Ale do zamknięcia numeru tego nie zrobił.