Zakończył się proces księdza z Lublina, oskarżonego o prowadzenie samochodu po pijanemu. Badanie wykazało, że miał ponad 2 promile alkoholu w organizmie. Obrońca księdza dowodził, że feralnego dnia jego klient nie siedział za kierownicą.
Proces księdza zakończył się w czwartek w Sądzie Rejonowym Lublin-Zachód. Trwał od marca. Było to już drugie postępowanie w tej sprawie. Pierwszy proces trzeba było powtórzyć, bo sędzia przeszła w stan spoczynku.
Z ustaleń prokuratury wynika, że kompletnie pijany ksiądz o mało nie spowodował poważnego wypadku. W lutym ubiegłego roku Piotr W. z Lublina jechał z żoną i dzieckiem ul. Filaretów. Nagle z ul. Radości wyjechało audi.
– Kierowca tego auta nawet nie zwolnił. Wjechał mi tuż przed maskę, musiałem uciekać na lewy pas – relacjonował w sądzie Piotr W. – Potem zatrzymaliśmy się na chwilę. Kierowca audi wyglądał, jakby nie wiedział, co się dzieje.
Piotr W. pojechał później ulicą Zana. Z jego zeznań wynika, że audi jechało za nim. Obserwował to auto w lusterku wstecznym. – Kierowca miał problemy z utrzymaniem toru jazdy – zeznawał Piotr W.
Mężczyzna postanowił jechać za audi. Tak dotarł na ul. Skierki. Kierowca audi zaparkował przed budynkiem tamtejszej plebanii i wszedł do środka. Drzwi otworzyła mu gospodyni.
Piotr W. czekał na policjantów. Mundurowi szybko dotarli na miejsce. Pukali do drzwi plebanii, ale przez dłuższy czas nikt im nie otwierał. Z relacji świadka wynika, że dopiero po 10 minutach drzwi otworzyła ta sama kobieta, która wpuszczała kierowcę audi.
– Początkowo twierdziła, że „wydaje się jej, że księdza nie ma” – relacjonował Piotr W.
Kiedy duchowny wreszcie zszedł do policjantów, świadek rozpoznał w nim kierowcę audi. Ksiądz miał być pod wyraźnym wpływem alkoholu. Podczas rozmowy przed plebanią twierdził, że to nie on prowadził, tylko jego siostrzeniec – wynika z zeznań Piotra W.
Śledczy nie uwierzyli w wersję wydarzeń, przedstawioną przez duchownego. Oskarżyli go o prowadzenie samochodu po pijanemu. Podczas procesu obrońcy księdza dowodzili, że w dniu zdarzenia audi księdza prowadził jego kolega. Mężczyzna ten stawił się przed sądem i przekonywał, że pożyczał samochód od duchownego. Świadkowie utrzymywali jednak, że feralnego dnia to oskarżony siedział za kierownicą audi.
Badanie trzeźwości przeprowadzone po zdarzeniu wykazało, że duchowny miał 2,2 promila alkoholu w organizmie. Za prowadzenia samochodu po pijanemu księdzu grozi do 2 lat więzienia. Wyrok w tej sprawie zostanie ogłoszony 25 września.