Kończy się proces księdza z Lublina, oskarżonego o prowadzenie samochodu po pijanemu. Świadkowie zeznali, że o mało nie doprowadził do wypadku. Duchowny miał jechać ruchliwymi ulicami, mając w organizmie ponad 2 promile alkoholu.
Proces mógł się zakończyć już w piątek, ale obrońcy księdza wnioskowali o przesłuchanie biegłego lekarza. Sporządzał on opinię, dotyczącą obecności alkoholu w organizmie duchownego. Sąd przystał na ten wniosek. Przesłuchanie zaplanowano na 12 czerwca.
Sąd Rejonowy Lublin-Zachód rozstrzyga sprawę księdza już po raz drugi. Poprzednie postępowanie było bliskie zakończenia, ale sędzia prowadząca sprawę przeszła w stan spoczynku. Konieczne więc było powtórzenie całego postępowania.
Proces dotyczy wydarzeń z lutego 2016 r. Piotr W. z Lublina jechał wówczas z żoną i dzieckiem ul. Filaretów. Duchowny miał wyjechać swoim audi z ul. Radości.
– Wjechał mi tuż przed maskę, musiałem uciekać na lewy pas – relacjonował w sądzie Piotr W. – Kierowca audi wyglądał, jakby nie wiedział, co się dzieje. Piotr W. pojechał za kierowcą audi, który dotarł na ul. Skierki i wszedł do budynku miejscowej plebanii.
Po chwili na miejsce dojechali policjanci, których wezwał Piotr W. Dopiero po kilku minutach otworzyła im pracująca na plebanii gospodyni. Po chwili do mundurowych zszedł ksiądz. Piotr W. nie miał wątpliwości, że to ten sam człowiek, który prowadził audi. Duchowny miał być pod wyraźnym wpływem alkoholu.
– Twierdził, że to nie on prowadził – wspominał Piotr W. Podczas późniejszego procesu do prowadzenia auta przyznał się kolega duchownego. Z jego relacji wynikało, że świadkowie mogli ich pomylić. Ci jednak przekonywali, że za kierowcą na pewno siedział ksiądz. Badanie trzeźwości przeprowadzone po zdarzeniu wykazało, że miał on 2,2 promila alkoholu w organizmie.