W sobotę odbędzie się pogrzeb księcia Filipa. Mało kto wie, ale zmarły przed tygodniem mąż królowej Elżbiety II w latach 80. ubiegłego wieku gościł na „Roztoczu”. Chodzi o jacht będący własnością Lubelskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego
Pełnomorski, dwumasztowy jacht „Roztocze” powstał pod koniec lat 60. w Szczecińskiej Stoczni Jachtowej. Głównym pomysłodawcą jego budowy był późniejszy pierwszy kapitan Ziemowit Barański. Wodowanie miało miejsce 1 sierpnia 1969 roku, a matką chrzestną została Alina Wdowiak. Nazwę wybrali czytelnicy „Sztandaru Ludu”.
Przez ponad 50 lat lubelski jacht odbył kilkaset rejsów i odwiedził wszystkie porty w Europie. Jedną z wypraw, która szczególnie zapadła w pamięci, były regaty Tall Ship’s Races w 1985 roku. To wtedy, podczas postoju w porcie Chacham pod Londynem na pokładzie „Roztocza” pojawił się książę Filip.
– Wizytę zorganizowała pani Janka Bielak, członkini zarządu Sail Training Association, która opiekowała się polskimi ekipami uczestniczącymi w regatach. Pamiętam, że mąż brytyjskiej królowej przypłynął motorówką – wspomina Włodzimierz Wieczorkiewicz, emerytowany lekarz z Lublina, który podczas tamtej wyprawy pełnił funkcję kapitana. I dodaje z uśmiechem, że nie obyło się bez strat. – Dopiero po wyjściu z portu okazało się, że nie działa nam propeller, czyli śruba napędowa. Prawdopodobnie uszkodził go nurek, bo teren był dokładnie sprawdzony przez brytyjskie służby.
Na przygotowania do spotkania z koronowaną głową nie było zbyt wiele czasu. – Pani Janka zrobiła wszystko, żeby było bardzo uroczyście. Załoga była elegancko ubrana. Nie było przysłowiowego malowania trawy na zielono, ale wszystko dokładnie wysprzątaliśmy. Choć wiedzieliśmy, że książę Filip raczej nie zajrzy pod pokład, bo to byłoby nie na miejscu – opowiada Wieczorkiewicz. Jak wspomina samą rozmowę? – Do naszego gościa musieliśmy zwracać się „wasza wysokość”, ale nie było czuć dystansu, choć oczywiście nikt się nie spoufalał. Książę pytał o to, jak nam idzie w regatach i czy jesteśmy zadowoleni z udziału w imprezie. Wymienił kilka typowo żeglarskich uwag na temat prądów morskich. Widać było, że się znał na żeglowaniu – dodaje kapitan.
„Roztocze”, mimo ponad 50 lat, wciąż pływa po Europie. Obecnie stoi nad jeziorem Dąbie, gdzie czeka na rozpoczęcie kolejnego sezonu. – Jest w niezłym stanie. Własnymi siłami wykonujemy drobne prace przy jego utrzymaniu, choć przydałby się poważniejszy remont – podsumowuje Włodzimierz Wieczorkiewicz.