Kilkunastu duchownych, profesorowie lubelskich uczelni i biznesmeni oddali swoje oszczędności trójce oszustów, którzy w zamian obiecali im wysokie zyski. Niektórzy stracili nawet po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Śledztwo w tej sprawie zakończyła Prokuratura Okręgowa w Lublinie.
– Stwarzała wizerunek osoby bardzo wiarygodnej – mówi prokurator, który prowadził śledztwo przeciw szajce. – Rozpowiadała wśród znajomych, że szuka osób, które chcą korzystnie zainwestować pieniądze.
Z czasem coraz więcej ludzi upominało się o swoje pieniądze. Elżbieta W. niektórym pokazywała sfałszowane wyciągi z kont, które miały świadczyć o przeprowadzonych transakcjach. Znała się na bankowości, bo do 1999 roku była zatrudniona w kadrach lubelskiej centrali Banku Pekao SA. Inni słyszeli, że aby odzyskać pieniądze muszą wyłożyć jeszcze więcej na łapówkę dla nieuczciwych urzędników, którzy pomogli pomnożyć ich oszczędności. Utwierdzał ich w tym Jan Z., który podawał się za prezesa warszawskiego banku i szefa Giełdy Papierów Wartościowych
Żaden z oskarżonych nie przyznał się do winy. Nieoficjalnie wiadomo, że lista tych, który powierzyli im swoje oszczędności może być znacznie dłuższa. Niektórzy nie chcą się do tego przyznać, bo boją się pytań, skąd wzięli pieniądze.
Prokurator przesłuchał 168 świadków. Śledztwo trwało dwa lata. Oskarżeni nie przyznają się do winy. Grozi im do lat 10 więzienia.