Sto lat temu, 27 lipca 1918 r., decyzją Zarządu Biskupów Królestwa Polskiego powołano w Lublinie uniwersytet. Początkowo działał jako Uniwersytet Lubelski i dopiero po dziesięciu latach do nazwy dołączono przymiotnik Katolicki
W momencie powołania uczelni w 1918 r. jej funkcja religijna nie była wyeksponowana w nazwie, jednak niemal dla wszystkich była ona oczywista. Pomysłodawcą uniwersytetu i faktycznym jego twórcą był ks. Idzi Radziszewski – absolwent, a później ostatni rektor Akademii Duchownej w Petersburgu, która to wszechnica sięgała korzeniami do dwóch zlikwidowanych polskich uniwersytetów: Warszawskiego oraz Wileńskiego. Ks. Radziszewski wzorując się na Katolickim Uniwersytecie w Lowanium, na którym również studiował, swojemu nowemu dziełu wyznaczył konkretną misję.
W duchu harmonii między nauką a wiarą
Po pierwsze, nowa uczelnia miała prowadzić obiektywne badania naukowe we wszystkich dziedzinach wiedzy, w duchu harmonii między nauką a wiarą. Po drugie, formować kadry inteligencji katolickiej, ludzi wykształconych w danej dyscyplinie, a jednocześnie odznaczających się intelektualnie pogłębionym światopoglądem chrześcijańskim i aktywnością w pracy ewangelizacyjnej. Po trzecie wreszcie, miała podnosić kulturę chrześcijańską w polskim społeczeństwie oraz wydawać publikacje popularnonaukowe; miała też popierać wydawanie prasy katolickiej, organizować kursy dokształcające, akcje odczytowe, współtworzyć związki i stowarzyszenia społeczne o charakterze ewangelizacyjnym.
Ks. Radziszewski widział rewolucję rosyjską, doskonale więc wiedział, jak wygląda skrajnie laicka ideologia, brutalnie wcielana w życie przez bolszewików. Obronę przed nią widział właśnie w kulturze katolickiej. Nie był w tym odosobniony. Jeszcze w Petersburgu pozyskał do współpracy Karola Jaroszyńskiego i Franciszka Skąpskiego.
Skąpski był inżynierem, który dorobił się majątku w Towarzystwie Akcyjnym „Stroitiel”. Jaroszyński zaś był bogatym ziemianinem z Kresów, który zwielokrotnił majątek, grając w ruletkę w kasynach Monte Carlo. Udział ich obu zapewnił ks. Radziszewskiemu pieniądze na rozwinięcie projektu.
Sytuacja nagliła, gdyż zwycięstwo bolszewików dawało pewność, że Akademia Duchowna długo w Petersburgu nie przetrwa – tworzenie nowej uczelni stało się zatem w pewnym sensie pilną akcją ratunkową tej instytucji. Geopolityka nieoczekiwanie zaczęła jednak sprzyjać ks. Idziemu – w lutym 1918 r. został oficjalnie utworzony komitet organizacyjny nowej wszechnicy, a już w marcu Rosjanie byli zmuszeni podpisać w Brześciu traktat pokojowy z państwami centralnymi, co umożliwiło bezproblemowe wywiezienie dokumentów, księgozbioru i innych pozostałości Akademii Duchownej, które mogły się okazać przydatne przy tworzeniu placówki naukowej.
Początkowo wahano się nad lokalizacją uczelni
Padały takie nazwy jak Włocławek, Krzemieniec, Żytomierz, Łuck, Równe, Zamość i Kalisz. Za Lublinem optował członek komitetu organizacyjnego uniwersytetu, ks. Czesław Falkowski, jeden z profesorów Akademii Duchownej. Jak pisał absolwent KUL-u, poeta i prozaik Józef Wiesław Zięba:
„Powoływał się [ks. Czesław Falkowski – przyp. red.] na dawne, wspaniałe dzieje miasta, w którym zawarto unię polsko-litewską i działał Trybunał Koronny. Przywoływał też tradycję działającej niemal przez dwieście lat Akademii Zamojskiej. Lublin jako duże wojewódzkie i handlowe miasto oddziaływał także na wschodnie kresy”.
W pośpiechu przygotowano statut przyszłej uczelni i strukturę planowanych początkowo czterech wydziałów: teologicznego, prawa kanonicznego, nauk moralnych, prawa i nauk społeczno-ekonomicznych, po czym w czerwcu 1918 r. komitet organizacyjny opuścił granice pogrążonej w chaosie wojny domowej Rosji. Wszystkie dokumenty przedłożono w Warszawie podczas konferencji episkopatu 26 i 27 lipca. Episkopat pod przewodnictwem wizytatora apostolskiego w Polsce Achillesa Rattiego, czyli późniejszego papieża Piusa XI, dokumenty zaakceptował i oficjalnie wydał zgodę na powołanie katolickiego uniwersytetu w Lublinie. Ponadto biskupi mianowali ks. Idziego Radziszewskiego pierwszym rektorem uczelni.
Miasto cudne dla oka, ale...
Nie ma stuprocentowej pewności, ale prawdopodobnie żaden z organizatorów uniwersytetu nigdy wcześniej nie był w Lublinie, jechano więc na miejsce, by tak rzec, w ciemno. Pierwszy dotarł tam Franciszek Skąpski i jego uczucia były mieszane. Nazwał miasto „cudnym dla oka”, ale „wielce nieprzyjemnym dla nosa”.
13 września 1918 r. ks. Radziszewski przekonał się o tym wszystkim naocznie. Tego dnia „Głos Lubelski” donosił: „W chwili obecnej bawią w naszym mieście organizatorzy uniwersytetu w Lublinie p.p. ks. Rektor, prałat domu Jego świątobliwości Idzi Radziszewski, prof. Jerzy Fedorowicz i Franciszek Skąpski. W dniu dzisiejszym panowie ci będą na audiencji u jen. Gub. Liposzczaka w sprawie uzyskania odpowiednich gmachów dla nowopowstającej uczelni”.
Stacjonujący jeszcze w Lublinie Austriacy początkowo nie zgodzili się na opuszczenie koszar świętokrzyskich i udostępnienie ich dla uczelni. Zgodzili się jedynie na przekazanie gmachu seminarium duchownego i przeniesienie szpitala z części zabudowań klasztoru bernardynów, gdzie miała zostać umieszczona uniwersytecka biblioteka.
Sprawy jednak działy się szybko i już 25 września 1918 r. gazeta poinformowała, że „wszystkie trudności z uzyskaniem gmachów zostały przełamane. Zarząd uniwersytetu uzyskał wszystko to, co umożliwi mu prowadzenie nauki w tym roku”.
350 studentów
Na swój własny gmach profesorowie i studenci musieli ostatecznie poczekać do 1921 r. Był to budynek wojskowego szpitala zakaźnego przy al. Racławickiej 14, przebudowany według projektu prof. Mariana Lalewicza. Tymczasem inauguracja pierwszego roku akademickiego odbyła się 9 grudnia 1918 r. w Diecezjalnym Seminarium Lubelskim udostępnionym uniwersytetowi na tymczasową siedzibę przez bp. Mariana Leona Fulmana.
Nie było wówczas w Lublinie Józefa Piłsudskiego, o uniwersytecie jednak nie zapomniał. Przysłał list:
„Życzę z całego serca, by nowe ognisko kultury narodowej płonęło ku pożytkowi i chwale drogiej naszej Ojczyzny”.
Tego dnia rozpoczęło w Lublinie naukę 350 studentów, choć część z nich była nieobecna, bo wciąż trwała wojna.