Politycy wojują, a ludzie tracą. Ale to, że Polak potrafi udowadniają nam niektórzy sadownicy. Całkiem nieźle radzą sobie z embargiem Rosji.
- Kanał białoruski działa i to całkiem legalnie. Białoruś jest w unii celnej z Rosją a zarazem nie przyłączyła się do bojkotu unijnych owoców. Odprawione tam towary bez przeszkód wjadą więc do Rosji. Jabłko to jabłko, a gdzie stała jabłoń na jakiej wyrosło to już jest nie do sprawdzenia - mówi portalowi Damian Węgrzyn właściciel firmy handlowej Tomrol z Tomaszowa Lubelskiego, który od lat eksportuje polskie jabłka m.in. do Rosji, Kazachstanu, Ukrainy czy Rumunii.
Jak tłumaczy Węgrzyn, embargo to problem polityków i urzędników, a sadownicy i hurtownicy radzą sobie nieźle. Podkreśla, że jabłka mogłyby także być wysyłane przez Turcję.
Według niego teraz handel z Rosjanami jest jeszcze bardziej opłacalny: półki w tamtejszych sklepach pustoszeją, a ceny jabłek poszły tam w górę o 50 procent. Na przykład kilogram jabłek w sklepie Magnit (odpowiednik Biedronki) kosztuje 70 rubli za kilogram (około 6 zł).