To prawdopodobnie pierwszy taki punkt w Lublinie i w regionie – Fundacja Skakanka uruchomiła magazyn, do którego można przekazywać rzeczy, jakie zostaną wydane uchodźcom oraz przyjmującym ich rodzinom. - Chyba jako pierwsi zauważyliśmy, że pomagającym także trzeba pomóc – mówi Tamara Rutkowska, prezeska fundacji.
Lublin ul. Łęczyńska 43. To tam powstał właśnie magazyn prowadzony przez lubelską Fundację Skakanka. Jako pierwszy z darami podjeżdża naładowany pod dach samochód ze Szkoły Podstawowej im. Sebastiana Klonowica. W środku karimaty, śpiwory, ubrania, ale też środki czystości, kawy, cukier, mleko.
- Bo w pierwszych dniach wojny myśleliśmy o uchodźcach przede wszystkim w kontekście granicy. Cała pomoc szła tam. Tam były potrzebne ciepłe kurtki i kanapki. Oczywiście tak jest także teraz, ale bardzo często zapominamy, że uchodźcy są już u nas. Przyjmujemy ich we własnych domach. Gościmy u siebie i po kilku dniach okazuje się, że nie jesteśmy finansowo w stanie podołać temu wyzwaniu – Zauważa Tamara Rutkowska, prezeska Fundacji Skakanka. - Dlatego niezbędne okazało się stworzenie miejsca, do którego można przynieść dary, które będą odbierane bezpośrednio przez uchodźców lub rodziny, które przyjmują je pod swój dach.
Co jest potrzebne?
- Wszystko, co pomoże stworzyć miejsce noclegowe, czyli pościel, kołdry, poduszki, szczoteczki do zębów, ale też żywność, środki czystości, pieluchy, nawilżane chusteczki, kaszki – wylicza Weronika Ziółkowska, koordynator magazynu. – Bardzo ważne są też leki m.in. syropy przeciwbólowe i przeciwgorączkowe dla dzieci.
Cały majątek: jedna reklamówka
- Pamiętajmy, że Ukraińcy bardzo często nie mają ze sobą dosłownie nic. Dzwoniła do mnie pani, która przyjęła do domu uchodźczynię z małą dziewczynką. Problemem był brak kurtki dla dziecka, bo ubierane w pośpiechu maleństwo zostało zapakowane do samochodu, w tym w czym chodziło po domu. Nie miało też butów. Ci ludzie zdecydowali się na ucieczkę w ciągu sekundy, gdy rozpoczął się ostrzał. Na spakowanie się, jeśli można tu w ogóle mówić o jakimś pakowaniu, mieli kilka minut.
Inna, starsza kobieta, która rozmawiała z prezes Rutkowską, płacząc przyznała, że na spakowanie się miała 10 minut, bo tyle mógł czekać na nią samochód, którym uciekała z grupą sąsiadek.
- Ta pani bardzo płakała. Mówiła, że w domu zostawiła praktycznie wszystko. Chwyciła tylko dokumenty i trochę ciepłych ubrań na drogę. Najważniejsze było nie to, żeby myśleć co jest cennego czy potrzebnego tylko to, żeby po prostu stamtąd uciec – wspomina Rutkowska. – To są przejmujące historie, które łączy jedno: ludzka rozpacz. O ile kilka pierwszych dni to były ucieczki ludzi z jakimiś walizeczkami, czy z plecakami to teraz idą ludzie, których całym majątkiem jest jedna reklamówka.
Pomóc pomagającym
W magazynie sytuacja jest bardzo dynamiczna. Przez moment wszystko jest pięknie poukładane na stołach, a za moment nie ma już jak do nich podejść, bo właśnie przywieziono kolejne dary.
- Zaangażowanie w pomoc uchodźcom wśród naszych uczniów jest naprawdę spore. Oprócz rzeczy, które przywieźliśmy do tego punktu, część pomocy trafiło do domu syna jednej z naszych pracownic, który przyjął u siebie 5 rodzin - mówi Halina Lipińska, nauczycielka bibliotekarka, która przywiozła dary zebrane przez uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 2 w Lublinie.
Właśnie takich rodzin, które otworzyły swoje serca i domu dla osób uciekających przed wojną są setki. Uchodźcy zwykle zatrzymują się u nich, żeby odpocząć na 2-3 dni. Każdemu trzeba kupić szczoteczki do zębów, po każdym wyprać ręczniki i pościel by mogły służyć kolejnej partii uchodźców. Każdego trzeba nakarmić. Na wszystko trzeba pieniędzy, których zapas w każdym z gościnnych domów dosyć szybko się wyczerpuje, zwłaszcza że w przypadku najmłodszych uchodźców koszty pieluch, zasypek, mieszanek, chusteczek są bardzo duże.
- Ludzie o wielkich sercach po przyjęciu kilku uchodźców musieliby rezygnować z dalszej pomocy, bo zwyczajnie nie byłoby ich na jej świadczenie stać – zauważa Rutkowska. – Stworzyliśmy więc miejsce, które pomaga pomagać.
Żeby pomoc trafiła do osób, które rzeczywiście jej potrzebują zarówno sami uchodźcy, jak i rodziny ich goszczące przed odebraniem wsparcia muszą okazać paszport lub inny dokument potwierdzający, że obywatel Ukrainy przekroczył granicę z Polską już po rozpoczęciu działań wojennych.
Bezinteresowna pomoc
Magazyn bezpłatnie przekazała lubelska firma Lubfarm. Na razie jest jeden, ale jeśli zajdzie potrzeba powierzchnia zostanie zwiększona.
- Nasza praca byłaby niemożliwa, gdyby nie wsparcie setek ludzi. To firma, która przekazała magazyn; osoby, które zbierają pomoc i wolontariusze, którzy przenoszą i segregują paczki – podkreśla Ziółkowska. – Jeśli będzie taka potrzeba, to niezbędne rzeczy jesteśmy w stanie także przewieźć we wskazane miejsce.
Skakanka chce pomagać także przyjmującym pod swój dach uchodźców, świadcząc pomoc medyczną.
- Współpracujemy z jednym lekarzem pediatrą, który czeka na kontakt i w razie potrzeby jest w stanie pojechać i przebadać dzieci – mówi prezes Rutkowska. – Na razie to jeden lekarz, ale liczymy, że z głosi się ich więcej, bo obserwujemy ogromny zryw. Nikt nie chce siedzieć z założonymi rękami. Ludzie chcą bezinteresownie pomagać.
- Pomagać trzeba, bo ci ludzie bez nas zginął. Skala nędzy jest naprawdę gigantyczna. Wspólnie z mężem udostępniliśmy mieszkanie uchodźcom. Nie byliśmy jednak przygotowani na to, co zobaczymy. Trzy dorosłe kobiety, które do nas trafiły miały ze sobą, dosłownie, dwie reklamówki. To było wszystko, co zdążyły chwycić uciekając – mówi Monika Skałecka, koordynator programu wsparcia dla Ukrainy Fundacji Skakanka. - Dlatego tak ważne jest niesienie pomocy. Jeśli ktoś nie może przyjąć ludzi pod swój dach, niech zrobi im zakupy lub zostawi je w punktach, takich jak nasz. Żeby wiedzieć, co powinno się znaleźć w koszyku, postawmy się po prostu w sytuacji tych ludzi i pomyślmy, czego nam mogłoby brakować. Tutaj nie ma złych odpowiedzi.
Wszystkie informacje i kontakt dotyczące zbiórki i pomocy pomagającym znaleźć można na facebookowym profilu Fundacji Skakanka.