Maleją szanse, by Łupek, sokół z lubelskiego gniazda się odnalazł. Obserwatorzy ptaków, które żyją na kominie elektrociepłowni na Wrotkowie są przekonani, że został otruty przez gołębiarzy. Podobnie jak młoda samica, która padła kilka dni temu. Hodowcy gołębi nie wykluczają, że ktoś sokoły truje, choć uważają, że to irracjonalne.
Wszystko wygląda na to, że powtarza się fatalna sytuacja z 2019 roku, kiedy sokoły z lubelskiego Wrotkowa zatruły się środkiem chemicznym, który był na piórach upolowanego gołębia. Wtedy padły dwa młode, które zjadły najwięcej. Samica Wrotka, która karmiła pisklęta, ledwo przeżyła. Teraz dzieje się podobnie. W zeszłym tygodniu padła młoda samica, jedna z trójki piskląt, które wychowywała para w tym sezonie. Zaginął też samiec.
Otruli naszego Łupka
– Łupek miał tak charakterystyczny śnieżnobiały żabot, że nawet gołym okiem było widać, że to on. Widziałam jak polował nad LSM. Świetnie sobie radził między blokami, siadywał na wieżowcu TBV. Znalezienie go jest prawie niemożliwe. Choć cały czas szukamy. Pracownicy elektrociepłowni sprawdzali u siebie, bo tam przecież, jako osoby postronne nie wejdziemy. Ale jeśli leży gdzieś na balkonach na kominie, to i tak go nikt nie zobaczy – mówi Katarzyna Czerniecka, która prowadzi stronę „Sokole OKO” zbierając informacje dotyczące tych ptaków i jest w gronie kilkudziesięciu forumowiczów śledzących losy sokołów z gniazd monitorowanych przez Stowarzyszenie Na Rzecz Dzikich Zwierząt „Sokół”.
– Naszym zdaniem Łupek został otruty, tak jak pisklęta w 2019 roku i teraz kolejne. Analizowaliśmy nagrania z kamer. Łupek był widziany ostatni raz jak wraca do gniazda z dużym białym gołębiem. W tym samym czasie ze zdobyczą wróciła Wrotka, więc Łupek sam opiórował upolowanego ptaka. Później już go nikt nie widział. A mała, która padła, jadła najwięcej. Nie ma jeszcze oficjalnych wyników jej badań. Z nieoficjalnych wynika, że wykluczono ptasią grypę i problemy anatomiczne, np z przełykiem. Na pewno młoda się nie zadławiła. Czekamy na wyniki analizy chemicznej – dodaje pani Katarzyna.
Gołębiarze, to nie hodowcy
Sympatycy sokołów, którzy spędzają godziny śledząc obraz z kamer zamieszczonych w gniazdach tworzą w Lublinie i w ogóle w Polsce, zżytą grupę. Spotykają się na Wrotkowie, żeby obserwować pod kominem gdy młode wylatują z gniazda. Kibicują pierwszym polowaniom, sprawdzają jak młodzież sobie radzi. I mówią wprost, że to hodowcy gołębi, których w Lublinie jest sporo trują sokoły. Eliminują w ten sposób drapieżniki polujące na ich podopiecznych. A lubelskie sokoły żywią się głównie gołębiami, których w ich okolicy jest bardzo dużo.
– Ten problem jest nie do rozwiązania. Jeśli nie będzie sokołów na kominie elektrociepłowni, a sam hoduję gołębie w tej okolicy, to będą gdzie indziej. To jest przyroda. Co, mamy zakazać drapieżnikom polować a gołębiom latać? A bardzo dużo gołębi nam ginie, bardzo dużo. Zwłaszcza wiosną jak jeszcze nie ma dzikich ptaków i jak są młode do wykarmienia. I nie chodzi tylko o sokoły, które widać jak nadlatują ale i o jastrzębie. Sam nie zaobserwowałem, żeby mi nad dachem sokół gołębia upolował ale inni może widzieli, bo i kamery sobie montują – mówi jeden z hodowców z Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych w Lublinie. I dodaje, że może tak być, że ktoś truje sokoły, bo różne rzeczy się zdarzają. Zwłaszcza, że bardzo dużo osób tzw. gołębiarzy trzyma ptaki „na dziko”.
Garść obrączek
– U nas hodowcy są zrzeszeni, obrączkują ptaki, mają ich dokumenty. W Lublinie i okolicach jest takich 140, a pewnie kolejna setka hoduje pocztowe gołębie ale nie jest zarejestrowana. Każdy z nich ma średnio od 100 do 200 ptaków. Z tym, że nasze latają dwa razy dziennie a zwykle siedzą w gołębnikach, nie to co te kolorowe. Ale w zeszłym roku widziałem na Facebooku zdjęcie dwóch garści obrączek gołębi, które znaleziono w gnieździe sokoła – wspomina hodowca.
– Trudno mi się odnieść, bo nie wiem jakie zdjęcie widział ten pan. Na pewno nie z lubelskiego gniazda, bo to by były moje ręce albo ja bym robił zdjęcie. Zdarzają się w gnieździe obrączki ale jest ich po każdym sezonie kilka – mówi Sylwester Aftyka, prezes Lubelskiego Towarzystwa Ornitologicznego, który obrączkuje sokoły a po sezonie lęgowym robi porządek w gnieździe na kominie. I dodaje, że sprawę zabijania sokołów trudno łączyć z hodowcami, bo nikt by nie zatruł obrączkowanego gołębia. Po niej można dotrzeć do właściciela. Ale przyznaje, że na podstawie piór z gniazda, nie można stwierdzić jakiego gołębia upolowały sokoły.
Doniesienie do prokuratury
– Monitorujemy sytuację i pozostajemy w stałym kontakcie z ornitologami. 14 maja przekazano młodego sokoła, który nie przeżył, do Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach w celu przeprowadzenia badań toksykologicznych. Nasz pracownik złożył na policji zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa – mówi Paweł Okapa, dyrektor PGE Energia Ciepła Oddział Elektrociepłownia w Lublinie Wrotków na kominie którego znajduje się gniazdo.
Internauci gorzko zauważają, że nasze miasto (a może raczej ten region), nie jest przyjazne zwierzętom. – Lublin nie zasługuje na sokoły – piszą na forum, radząc Wrotce, żeby się w ogóle wyniosła z Wrotkowa i poszukała spokojniejszego miejsca. Są też głosy, żeby poczekać z wyrokami do oficjalnych wyników badań, bo wypadki wśród polujących, dorosłych sokołów też się zdarzają.
W 2019 roku stwierdzono, że u sokołów doszło do zatrucia karbofuranem – pestycydem, środkiem owadobójczym, stosowanym w ubiegłych latach głównie w uprawie tytoniu i kukurydzy, zakazanym decyzją Komisji Europejskiej w 2008 r.
– Wówczas pracownicy Energia Ciepła S.A. Oddział Elektrociepłownia w Lublinie Wrotków też złożyli na policję zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Postępowanie zostało umorzone ze względu na niewykrycie sprawcy – przypomina dyrektor Okapa.
Łupek
Sokół wędrowny, wykluł się w 2013 roku w Płocku na kominie ORLEN-u . Ma obrączki PL i 8A.