Ratusz pozwolił wyciąć 39 drzew pod budowę bloków przy al. Kraśnickiej między działką wojska a terenem UMCS. Za zgodę deweloper ma zapłacić miastu ponad 116 tys. zł. Z wycinką nie może się pogodzić grupa studentów pobliskiego Wydziału Artystycznego, którzy zorganizowali tu w środę nietypowy happening
Musimy pokazać tym z góry, że nie jest nam obojętny los drzew, ptaków, przyrody – mówi Emilia Skubis, która wraz z innymi studentami obwiązywała drzewa paskami tkaniny. Podobnie protestował 50 lat temu artysta Tomasz Kawiak „bandażując” drzewa przy ul. Narutowicza. – Była to pierwsza akcja w Polsce o charakterze happeningu artystyczno-ekologicznego – przypomina Grzegorz Nowicki, współorganizator protestu przy al. Kraśnickiej. – Walczymy o to, żeby zachować obiekty cenne przyrodniczo.
W miejscu protestu ma powstać osiedle bloków mieszkalnych, które chce zbudować firma Wikana. Kilka dni temu spółka dostała od miasta zezwolenie na wycinkę drzew. Firma od dłuższego czasu zapewnia, że nie zamierza ogołocić całej działki. – Na nieruchomości pozostaną liczne drzewa, które architekt musiał wkomponować w nowe osiedle, co wymagało szeregu ustępstw komercyjnych ze strony dewelopera – podkreśla Wikana. – Planowane osiedle zostanie zaprojektowane w taki sposób, by stworzyć komfort dla przyszłych mieszkańców z uwzględnieniem walorów przyrodniczych.
Deweloper przez kilka lat starał się o zezwolenie. Zaczął od prośby o zgodę na usunięcie 200 drzew.
– Nie dostał takiej zgody – przypomina Olga Mazurek-Podleśna z Urzędu Miasta. Dodaje, że później inwestor kilka razy zmieniał koncepcję osiedla, szedł na ustępstwa i ograniczał plany wycinki: – Wkomponował budynki w istniejący starodrzew, dostosował do zasięgu koron drzew, zlecił specjalistyczne zabiegi pielęgnacyjne, zapewnił ochronę korzeni przez ograniczenie infrastruktury komunikacyjnej.
Wszystko zakończyło się zgodą na wycinkę 39 drzew. – Zezwolenie dotyczy jedynie drzew w złym stanie zdrowotnym, kilku obumarłych i wybitnie kolidujących z planowaną inwestycją. Ustawa o ochronie przyrody nie daje możliwości odmowy w takich przypadkach – mówi Mazurek-Podleśna. Zwykle w takich przypadkach miasto wymaga posadzenia w zamian innych drzew. Tu będzie inaczej. – Okazało się, że inwestor nie dysponuje terenem, na którym takie nasadzenia mogą być wykonane w sposób trwały. W związku z tym odstąpił od nasadzeń i zobowiązał się do uiszczenia opłaty za usunięcie drzew w wysokości ponad 116 tys. zł.
Zezwolenie na wycinkę nie zdążyło się jeszcze uprawomocnić, a jego zaskarżenie już zapowiadają dwie organizacje, które zostały dopuszczone przez Urząd Miasta do formalnego postępowania.
– Zamierzamy skorzystać z tego prawa z tego skorzystać – potwierdza Barbara Grzegorczyk, prezes Stowarzyszenia Ochrony Miejsc Zapomnianych, które szykuje już pismo do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. – Walczymy o przyrodę, która jest w Lublinie niezbędna – wtóruje jej Zofia Polska, prezes Stowarzyszenia Obrońców Wąwozów „Zimne Doły”. – To, co zostanie zniszczone, tego już się nie odzyska. To nie materiał, że da się w nim łatkę zrobić.
Obie organizacje próbowały też podważyć decyzję Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, która zgodziła się na zniszczenie siedlisk chronionych gatunków ptaków. Zaskarżyły zgodę do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, ale bezskutecznie, bo nie były stroną postępowania w sprawie gniazd. Zezwolenie jest już prawomocne.
– Obejmuje tylko trzy gniazda: zięby, sierpówki i drozda – informuje Paweł Duklewski, rzecznik RDOŚ. – W zezwoleniu ustalono rekompensatę w postaci wywieszenia co najmniej trzech budek lęgowych przystosowanych dla tych gatunków ptaków. Przy wydawaniu tego typu zezwoleń stosowana jest zasada dobrej praktyki polegająca na wskazaniu montażu budek w ilościach adekwatnych do zniszczonych gniazd lub liczebności par lęgowych.