Wygraną miasta zakończył się wieloletni spór o zwrot działki na os. Prusa. Chodzi o położoną za komisariatem nieruchomość, na której znajduje się dziś boisko. Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie orzekł, że miasto nie musi oddawać ziemi.
Na otwartym, ogólnodostępnym placu zieleni się trawa, stoją dwie bramki do gry w piłkę nożną, skrajem terenu przebiega dość prowizoryczny chodnik, a plac jest dodatkowo przecięty wydeptaną przez pieszych ścieżką. Tak wygląda nieruchomość (2967 mkw.), o którą toczył się wieloletni spór zakończony kilka dni temu prawomocnym wyrokiem warszawskiego sądu.
Ziemię chcieli przejąć od miasta spadkobiercy dawnego właściciela. Kilkadziesiąt lat temu państwo przejęło od niego ten teren pod budowę osiedla mieszkaniowego. Za wywłaszczoną tak ziemię wypłaciło odszkodowanie.
W 2016 r. spadkobiercy dawnego właściciela zażądali od miasta zwrotu tej części ziemi, która ich zdaniem nie została wykorzystana pod budowę osiedla. Mowa właśnie o wspomnianym terenie, na którym zamiast planowanego przed laty parkingu jest prowizoryczne boisko. Powołali się na przepis mówiący, że można się starać o zwrot ziemi, o ile w określonym czasie nie została wykorzystana zgodnie z celem wywłaszczenia i o ile zwróci się otrzymane przed laty odszkodowanie.
Wniosek o zwrot ziemi został rozpatrzony przez lubelskiego starostę, który orzekł, że miasto nie musi oddawać ziemi, bo teren, choć nie jest zabudowany, to stanowi część osiedla mieszkaniowego. Spadkobierczyni dawnego właściciela ziemi nie zgodziła się z tą decyzją i odwołała się do wojewody, który również doszedł do wniosku, że nie ma mowy o zwrocie działki, która jest pielęgnowana przez osiedlową administrację.
Spadkobierczyni nie dała za wygraną i zaskarżyła do sądu decyzję wojewody. W swojej skardze tłumaczyła, że ziemia nie została wykorzystana zgodnie z celem wywłaszczenia, chociaż w jej okolicy powstały budynki i parkingi. Przekonywała, że ziemia jest obecnie nieużytkiem z prowizorycznym jedynie boiskiem.
Sąd nie przyznał jej racji i zgodził się z władzami miasta, które tłumaczyły, że żądanie zwrotu nieruchomości jest w tym przypadku nieuzasadnione.
– Osiedle obejmuje bowiem nie tylko domy mieszkalne, lecz również urządzenia służące mieszkańcom – stwierdził w swoim wyroku Wojewódzki Sąd Administracyjny, który podkreślił, że do prawidłowego funkcjonowania osiedla potrzebne są m.in. boiska, zieleń i chodniki. Zauważył też, że urządzanie osiedli nie zawsze przebiegało zgodnie z planem, bo trwało wiele lat i w tym czasie mogło się okazać, że osiedlu potrzeba jednak czegoś innego niż planowany pierwotnie parking.
– Fakt, że teren zielony przez pewien czas wykorzystywany jest np. jako „prowizoryczne” boisko, a więc nieutwardzone żadnym materiałem, czy nawet pozostający wolną przestrzenią, porośnięta zielenią, nie oznacza, że taki teren nie spełnia funkcji użytkowych dla mieszkańców osiedla – czytamy w wyroku WSA. – To, co dają tereny zielone w osiedlach mieszkaniowych to wartości estetyczne i zdrowotne, zapewniające minimalne standardy odpoczynku.
Sąd orzekł więc, że zieleń między budynkami to również część osiedla, więc nie można mówić, że ziemię wykorzystano niezgodne z celem, na który ją wywłaszczano.
Taki wyrok zapadł już jesienią 2018 roku, ale nie zakończył on jeszcze sporu, bo orzeczenie zostało zaskarżone do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Ten kilka dni temu oddalił skargę kasacyjną i utrzymał w mocy wyrok lubelskiego sądu. Decyzja NSA jest prawomocna.