Do sądu przeniósł się spór o budowę samoobsługowej myjni przy al. Andersa. Nie chcą jej sąsiedzi podważający korzystną dla inwestora decyzję miejskich urzędników. Nawet jeśli decyzja obroni się w sądzie, to inni miejscy urzędnicy deklarują: myjni tutaj nie będzie.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
– A pan by chciał mieszkać 15 metrów od takiej myjni? – pyta Anna Pałka, mieszkanka jednego z bloków, które od czterech lat stoją w pobliżu ronda Berbeckiego przy skrzyżowaniu ul. Lwowskiej i al. Andersa.
Właśnie tu, na zielonym terenie przy al. Andersa, niedaleko Lidla, prywatny inwestor chciałby ulokować samoobsługową myjnię. W Urzędzie Miasta zdobył już nawet pierwszy dokument mówiący, że taki obiekt mógłby tu powstać.
Decyzja, którą dostał chełmski przedsiębiorca zwana jest w urzędniczym języku „wuzetką”. Aby ją otrzymać, nie trzeba być właścicielem danej działki. Wniosek może złożyć każdy, pytając choćby o to, czy w miejscu Bramy Krakowskiej da się postawić biurowiec. Za każdym razem urzędnicy oceniają, czy dana inwestycja pasuje do otoczenia. W przypadku działki na Kalinowszczyźnie uznali, że myjnia tu pasuje i pod koniec marca wydali korzystny dla inwestora dokument.
Tę decyzję mieszkańcy zaskarżyli do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które jednak przyznało rację Urzędowi Miasta i utrzymało w mocy „wuzetkę”.
Protestujący nie dali za wygraną i poszli do wyższej instancji, odwołując się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
– Nasze akta sprawy przekazaliśmy już sądowi – potwierdza Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta.
Mieszkańcy budynków stojących obok ronda mają nadzieję, że sąd stanie po ich stronie. – To bardzo mała działka, bardzo blisko bloków – mówi pani Anna. – Środki chemiczne używane w takich myjniach mają bardzo intensywny zapach – dodaje. Mieszkańcy obawiają się, że wszystko to wiatr będzie unosić wprost do ich okien.
W całej sprawie jest jeden szkopuł. Inwestor starał się o „wuzetkę” dotyczącą działki, której nie jest właścicielem. Należy ona do miasta, które nie jest zainteresowane pozbyciem się nieruchomości, o czym przesądził już inny wydział Urzędu Miasta.
– Inwestor mając „wuzetkę” wystąpił do gminy o sprzedaż ziemi w trybie bezprzetargowym. Gdy spotkał się z odmową poprosił o to, by wydzierżawić mu tę nieruchomość. Też odmówiliśmy – stwierdza Krzyżanowska. – W naszej ocenie jest w bliskim sąsiedztwie budynków. To zielony teren dla mieszkańców oddzielający ich od ruchliwej drogi.
Dopóki inwestor nie będzie mieć praw do ziemi, nie będzie mieć też najmniejszego pożytku z decyzji mówiącej, że może tu stanąć myjnia. Ratusz zapewnia, że działki nikomu nie udostępni.