Sąd uznał w środę argumenty Ratusza, że organizacja Marszu Równości i zwołanej na ten sam dzień kontrmanifestacji może zagrażać życiu lub zdrowiu mieszkańców. Ale nie jest to jeszcze prawny koniec burzliwego sporu
Sędzia Sądu Okręgowego w Lublinie Zofia Homa podkreśliła ponadto, że przy eskalacji ewentualnego konfliktu mogliby ucierpieć nie tylko uczestnicy manifestacji, ale też m.in. przebywający w tym czasie w Lublinie turyści. Wskazała też, że w obu przypadkach wyznaczono zbyt mało osób pełniących rolę służby porządkowej oraz przyjęto zbyt małą liczbę uczestników.
Stronom – organizatorom Marszu Równości i kontramnifestacji – przysługuje zażalenie do Sądu Apelacyjnego. Ten będzie miał 24 godziny na ewentualne rozpatrzenie sprawy, a jego decyzja będzie ostateczna.
– Na pewno skorzystamy z takiej możliwości – zapowiada Bartosz Staszewski, organizator Marszu Równości. Organizator kontrmanifestacji nie pojawił się na ogłoszeniu orzeczenia.
Oba odwołania zostały złożone w środę rano. Po południu, jako pierwsza na wokandzie, stanęła sprawa kontrmarszu. Wnioskodawca Mateusz Gieroba nie stawił się w sądzie, tłumacząc to obowiązkami zawodowymi. W złożonym odwołaniu decyzję prezydenta nazwał bezpodstawną. Przedstawiciele prezydenta podtrzymali wtorkowe stanowisko w tej sprawie.
– Pan prezydent po zgłoszeniu obu zgromadzeń nie nosił się z zamiarem ich zakazana – mówił przed sądem Jerzy Ostrowski, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa Mieszkańców i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta Lublin. I wskazał, że chodziło przede wszystkim o wpis, który ukazał się we wtorek w mediach społecznościowych. Jego autor sugerował, by uczestników Marszu Równości „pokierować na Majdanek” i załączył zdjęcie pieca krematoryjnego. W tej sprawie urząd złożył zawiadomienie do policji.
Ten argument został przywołany także podczas rozpoczętej pół godziny później rozprawy w sprawie odwołania złożonego przez organizatora Marszu Równości. Ten podtrzymując swoje stanowisko, mówił o „ważnej roli”, jaką spełnia manifestacja.
– Nasze nastawienie wobec mieszkańców i mieszkanek Lublina jest pokojowe. Nie stanowimy żadnego zagrożenia – tłumaczył Staszewski.
– W ocenie prezydenta zagrożenie nie musi wynikać z samego faktu odbycia zgromadzenia organizowanego przez wnioskodawcę. To zagrożenie może wynikać z nawoływania do przemocy przez osoby trzecie. Podczas rozprawy administracyjnej organizator kontrmanifestacji wskazał wyraźnie możliwość dołączenia się do niej dużej grupy kibiców z Białegostoku i Lublina – mówiła natomiast radca Monika Drozd, pełnomocniczka prezydenta Krzysztofa Żuka.
Decyzji sądu obawiali się miejscy radni PiS, którzy są przeciwni Marszowi Równości. Ich zdaniem prezydent źle uzasadnił swój zakaz organizacji tego zgromadzenia. – Uzasadnienie jest w pewnych momentach skandaliczne – ocenia Mieczysław Ryba, radny PiS. W decyzji prezydenta brakuje mu powołania się na możliwe nieobyczajne zachowania uczestników Marszu Równości.
– Cieszymy się, że ten zakaz nastąpił, ale nie składamy broni – podkreśla Tomasz Pitucha, przewodniczący klubu radnych PiS. Potwierdza, że nie rezygnuje z nadzwyczajnych obrad Rady Miasta, które na żądanie jego klubu zostały zwołane na najbliższy piątek. – Nie wiemy, jaka będzie sytuacja, czy marsz został skutecznie zakazany i czy się odbędzie. Nie chcemy, aby w Lublinie odbywał się marsz inspirowany przez osoby z Warszawy. Próbuje się wciągnąć Lublin w rozgrywki lobby homoseksualnego i gejowskiego, czemu będziemy się przeciwstawiać.
Teraz już tylko Sąd Apelacyjny może uchylić lub utrzymać zakaz organizacji manifestacji. O gotowości policji do zabezpieczenia takich demonstracji zapewniał w środę w Lublinie wiceminister spraw wewnętrznych i administracji. – Policja zawsze ma za zadanie zabezpieczyć tego typu wydarzenia i tak będzie w tym przypadku – mówi Paweł Szefernaker. (drs)