Rozmowa dnia z Markiem Słomianowskim, antykwariuszem z ulicy Złotej
- A kto dziś kradnie książki!
• Który to już pana antykwariat?
- Trzeci. Pierwszy miał adres: Rynek 6, drugi był w kamienicy przy Grodzkiej 1, teraz jestem w piwnicy Rynek 8. Było ponad 12 tysięcy książek do przeniesienia. Przenieść nie było trudno, koszmarna robota to segregowanie i ustawianie na półkach.
• Można powiedzieć - Trójkąt Bermudzki. A może tu straszy?
- Nie zauważyłem żadnego ducha, ale od jakiegoś czasu zaczął się pojawiać tajemniczy, czarny kot. Przychodzi nagle i znika, jak zjawa. Podobno bywał też widziany w podziemiach Trybunału.
• To nie wróży dobrze...
- No nie, tym bardziej że wszedłem z nim w konflikt.
• Jako to?
- Tak to; narobił mi na schody.
• Ale dlaczego wchodzi się tu przez naleśnikarnię?
- Ponieważ zaczął się remont elewacji tej zabytkowej kamienicy i osuszanie fundamentów. Ale uważam, że to wejście nie jest złe. Myślę, że po remoncie też je zostawię. Nie narzekam na sąsiedztwo. PTTK, galeria Leszka Mądzika, zakłady bukmacherskie. To spokojne instytucje.
• A to zakratowane zejście dokąd prowadzi?
- Do sali po piwnicy Pod Fortuną. Tam są repliki starych fresków. Można by je pokazywać, ale są pobazgrane flamastrami przez młodych bywalców dawnej restauracji. Nie zawsze napisy są cenzuralne. Trzeba tu odnowić.
• A gdzie prowadzi ten korytarz za antykwariatem?
- W lewo na plac Po Farze, w prawo do Trybunału. Dawnymi czasy, kiedy rajców miejskich zmęczyły obrady, tym podziemnym przejściem, przychodzili tu Pod Fortunę, pili wino i zabawiali się z gamratkami.
• Jest tu jeszcze jakieś pomieszczenie, o którym tylko pan wie?
- Tak, z czasem będę tam serwował herbatę i zrobię czytelnię.
• Dziś o godz. 16 oficjalne otwarcie tej "nowej przestrzeni kultury na Starym Mieście” ale handluje pan już jakiś czas. Kim był pierwszy klient?
- Och, chyba jestem sławny! (śmiech). Przyjechał pan spod Wrocławia. To był miłośnik półskórków, niestety, nie interesowało go to, co między okładkami...
Rozmawiała Maria Kolesiewicz