Do Samoobrony zapisał mnie Balcerowicz. Przez jego politykę zbankrutowałem. Z długów wyszedłem dopiero w ubiegłym roku - Józef Żywiec irytuje się na samo wspomnienie
Wybiega z sali i jedzie przed lubelską chłodnię. Tu, po przepytaniu rolników, rusza do ataku. Najpierw forsuje bramę, a następnie, po słownej utarczce z policjantem, zabiera się za stojący radiowóz. Kołysze zdenerwowany samochodem, po czym... odchodzi.
Zakładał piorunochrony, gdy przyszedł list
Pojechał do Lublina. Został uczniem szkoły zawodowej. Ale nauka mu nie szła. I wkrótce rzucił zawodówkę. Poszedł do pracy. Na budynkach przy ulicy Nałęczowskiej w Lublinie zakładał piorunochrony. Potem imał się jeszcze innych profesji.
- Wkrótce dostałem list z domu, żebym wracał. Nie miał się kto zajmować gospodarstwem. Co było robić? Wróciłem na wieś - wspomina.
Gospodarzył przez 23 lata; niedawno cały majątek przekazał synowi. Zaczynał od 27 hektarów. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych miał już 60 ha. Samej pszenicy. Poza tym 600 hektarów innych upraw w dzierżawie od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Oprócz tego 100 byków, 30 świń, cztery sklepy, masarnię.
- I jak mi się to wszystko pięknie kręciło, nastał Leszek Balcerowicz (minister finansów na początku lat dziewięćdziesiątych) - opowiada. - W 1989 roku wziąłem kredyt w wysokości 400 milionów starych złotych. Przez politykę ze stopami procentowi doszło do tego, że bankowi musiałem oddać pięć razy więcej niż wziąłem gotówki.
Balcerowicz normalnie mnie wykończył
Problemy z bankiem rzuciły go w działalność związkową. Najpierw do NSZZ "Solidarność” Szybko jednak zapisał się do Samoobrony, która wówczas była jeszcze związkiem.
- Ale równolegle rozważałem też, czy nie lepiej pójść do PSL. Ludowcy są mi bliscy. Dziadek był w PSL, ojciec też. Ostatecznie jednak zapisałem się do Samoobrony.
Mimo że od "zawsze” był przewodniczącym związku, to początkowo pozostawał w cieniu. W regionie większą karierę robił jego zastępca Leszek Zwierz (wyrzucony z Samoobrony, założył konkurencyjny związek "Ojczyzna”). Nie ma się co dziwić. Zwierz umiał porwać tłumy (wypłynął podczas blokad rolniczych, autor słynnego dowcipu: gospodarstwo rentowne, to takie, które jest utrzymywane przez dwóch rencistów), rozmawiać z ludźmi, a także z mediami.
Tymczasem Żywiec od świateł kamer wolał zacisza gabinetów. Mało mówił, ale za to dużo jeździł. Przede wszystkim za Andrzejem Lepperem, który przed sądami w całej Polsce odpowiadał za lżenie organów państwowych. Wspierał szefa duchowo. Ale, gdy trzeba było, to i fizycznie. A warunki ma ku temu - postawny, w młodości podnosił sztangi, trenował boks, lekkoatletykę.
Ulubione słowo: beton
W ostatnich wyborach parlamentarnych wystartował z Lublina na posła. Z powodzeniem. - Dostałem tyle głosów, co już uznani politycy.
Dwa lata posłowania niewiele go zmieniły. Nadal jest małomówny. Ale gdy już przemówi, to nie stroni od mocnych sformułowań. Od kilku tygodni jego ulubionym słowem jest "beton”. Tak nazywa działaczy SLD, z którymi jeszcze niedawno Samoobrona tworzyła koalicję w sejmiku wojewódzkim.
- Dalej też ma wyjątkowo mocną głowę... - mówią z dwuznacznym uśmieszkiem jego partyjni koledzy.
- Przesada z tym moim piciem - protestuje poseł, ale bez przesadnej stanowczości.
Z posłem Żywcem siedzimy w jego biurze poselskim. Przy stoliku, pod blatem którego stoją dwie puste butelki. Po wódce: "Absolut” i "Maxima”.
W niewielkim stopniu zmienił poseł Żywiec swój stosunek do nauki. Dalej przekonuje, że nie dyplomy, ale praktyka jest najważniejsza. Mimo to postanowił zrobić maturę. W weekendy chodzi do szkoły. Do prywatnego liceum w Warszawie. Ma już zaliczony semestr.
Mimo silnej postury, partii nie trzyma silną ręką.
Niedawno radni wojewódzcy, wśród nich Konrad Rękas, mimo zaleceń centrali, jak i lubelskiego lidera, głosowali razem z SLD. Za to spotkała ich kara: wyrzucenie z partii.
- Nie potrzeba nam takich ludzi, którzy przyszli dla pieniędzy albo, by robić swoje interesy - komentuje Żywiec. - W przyszłych wyborach nie będzie już takich wpadek.
Żywiec wierzy, że do przyszłego Sejmu Samoobrona wprowadzi 14 posłów z Lubelszczyzny.
- Nie przesadzam. Mamy coraz więcej ludzi. Młodych, wykształconych. Będzie z czego wybierać - twierdzi.
Na dowód pokazuje stos aplikacji i podań o przyjęcie do partii. Kilkadziesiąt osób, wśród nich studenci, inżynierowie, doktorzy. Wszyscy chcą do Samoobrony. Żywiec zapowiada, że dla wszystkich coś się znajdzie. Jak nie fotel poselski, to inny.
Na razie jego ludzi na eksponowanych stanowiskach w regionie można policzyć na palcach jednej ręki. Samoobrona ma zaledwie po dwa fotele dyrektorów i zastępców w Urzędzie Marszałkowskim, kilka stanowisk kierowniczych w jednostkach podległych samorządowi.
- Bo ja nie jestem żaden kadrowy - broni się. - Gdybym się zachowywał tak, jak lider ludowców, to mój syn też byłby dyrektorem. Tymczasem jest tylko kierowcą w Urzędzie Marszałkowskim, na czym się zna. I to wybranym po testach - podkreśla.