Autokar wiozący kombatantów na uroczystości w Pawliwce na Wołyniu nie został wczoraj przepuszczony przez granicę. Ukraińska straż graniczna przez kilka godzin drobiazgowo przeszukiwała pojazd, szukając broni i materiałów wybuchowych.
Pochodzący z całego kraju kombatanci jechali na uroczystości upamiętniające tragedię wymordowania podczas okupacji przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu kilkudziesięciu tysięcy Polaków. Niektórzy mieli na sobie mundury. Wieźli sztandary i poczty sztandarowe m.in. Sybiraków, Synów Pułku AK, Dzieci Zamojszczyzny. W Zamościu dosiedli się do nich kombatanci z Lubelszczyzny. Około godziny 8 przejechali przez przejście graniczne w Zosinie. Po ukraińskiej stronie spotkały ich kłopoty.
- Skierowali nas na bocznicę, zaczęli rozkręcać samochód, filmowali sztandary - mówi Stanisław Leszczyński, uczestnik wyjazdu.
Ukraińska strona twierdzi, że powodem kontroli było to, że pies użyty przez służby graniczne wyczuł w autokarze woń broni i materiałów wybuchowych. Leonid Biłousow, attaché prasowy Ambasady Ukraińskiej w Polskie, zapewnia, że straż graniczna nie miała żadnych zastrzeżeń do kombatantów, a tylko do autokaru.
- Ze względu na obecność prezydentów na uroczystościach nasze służby obowiązywało zachowanie szczególnych zasad bezpieczeństwa - mówi. - Kierowca autokaru dopiero po pewnym czasie powiedział nam, że samochód w przeszłości woził żołnierzy.
Pracownik ambasady mówi, że gdy kontrola się skończyła, było już za późno na wyjazd na uroczystości, bo strefa, w której mieli przebywać prezydenci, została już zamknięta.
Skończyło się na tym, że Ukraińcy anulowali pieczątki wjazdowe w paszportach i po godzinie 14 autokar ruszył w powrotną drogę. O godzinie 16 kombatanci dojechali do Lublina. Nie kryli oburzenia.
- To było specjalnie ukartowane - uważa Maria Muszyńska-Orzelska z Lublina. - Podjechaliśmy na granicę kilkoma autokarami. Tylko w tym autokarze kombatanci jechali w mundurach, z odznaczeniami. To jeden wielki dramat 46 osób, w większości w wieku ok. 80 lat. Sztandary musieliśmy wynosić na zewnątrz, były filmowane.
W biurze prasowym MON dowiedzieliśmy się, że autokar był wynajęty z X Warszawskiego Pułku Samochodowego. Jak udało nam się nieoficjalnie ustalić, służył najczęściej do obsługi imprez artystycznych. Wojsko jeździło nim bardzo rzadko, częściej zespoły artystyczne.
- Ubolewamy nad tym, co się stało. To przykra rzecz, ale nie było tu z naszej strony złej woli - mówi Biłousow. - Nie mieliśmy zastrzeżeń do kombatantów, a skoro nie mieli drugiego autokaru, to stało się, jak stało.