Na lubelskiej Wieniawie nie doszło do napaści na kobiety. Kobiety, które miały zostać zaatakowane przez obcokrajowców, wszystko zmyśliły. A ich współlokatorzy, dotychczasowi świadkowie w sprawie, będą odpowiadać za pobicie Meksykanina.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Dwie młode kobiety miały zostać zaatakowane w ubiegły czwartek. Z relacji 22-latki wynikało, że kiedy wracała z klubu śledził ją młody mężczyzna. Wszedł za nią na klatkę schodową i próbował zaatakować. Dziewczyna uciekła do mieszkania. Zaalarmowała współlokatorów, którzy przegonili napastnika. Jeden z mężczyzn chwalił się tym w mediach i dokładnie opisywał przebieg wydarzeń. My również z nim rozmawialiśmy. Nalegał, aby w artykule dodać informację o ich kolorze skóry: „Niech ludzie wiedzą na kogo mają uważać. Śledził ją ktoś kto wyglądał jak Turek i mówił tylko po angielsku, a napadło dwóch Turków i jeden Polak.”
W czwartek w związku ze sprawą policja zatrzymała Meksykanina, czasowo przebywającego w Lublinie. Po dokładnym przesłuchaniu mężczyzna został zwolniony. Zarzuty usłyszeli za to współlokatorzy 22-latki. 26-letni Piotr T. i dwa lata starszy Mariusz L. Obaj odpowiedzą za pobicie Meksykanina. Z ustaleń policjantów wynika bowiem, że panowie i ich współlokatorka całą historię o napadzie zmyślili.
29 października 22-latka bawiła się w klubie House of Sound. Kiedy wychodziła, zaczepiło ją kilku mężczyzn. Zauważył to Meksykanin. Po kilku minutach 22-latka sama do niego podeszła. Była pijana.
– Mężczyzna zaproponował, że odstawi ją do domu – wyjaśnia Kamil Gołębiowski z zespołu prasowego lubelskiej policji. – Pojechali taksówką na ul. Popiełuszki. Tam Meksykanin poprosił, by zawołała swoich współlokatorów. Chciał im wyjaśnić, co się stało.
Przed blok wyszli Piotr T. i Mariusz L. Jak ustalili policjanci, mężczyźni rzucili się na Meksykanina. Miał ich sprowokować kolor jego skóry. Bili go i kopali. W końcu udało mu się uciec. Schronił się w jednym z kościołów. Później wrócił do swojego hotelu. Był tam w czasie, kiedy według 22-latki i jej kolegów miało dojść do napaści na ich drugą współlokatorkę.
Do tego zdarzenia również miało dojść w ubiegły czwartek. – Kumpel pojechał do pracy, ta poszła spać, nie była w stanie wydukać z siebie ani słowa – opowiadał Piotr T. w studiu telewizji internetowej. – Niech oni się modlą, żeby złapała ich policja, a nie my z kolegami. Jesteśmy strasznie na to cięci. Chcemy ich na strzępy rozerwać.
Prowadzący rozmawiał również z drugą dziewczyną, która również miała paść ofiarą napaści.
– Weszłam na klatkę schodową, między 2 a 3 piętrem na schodach siedział chłopak, o barierkę było opartych dwóch ciemnych gości. Minęłam ich. Wtedy ten co siedział wstał, zaczepił mnie, czy tu mieszkam, czy kojarzę poranne zajście. Kazałam im spadać. Odwróciłam się, a wtedy on chwycił mnie z tyłu za barki, owinął twarz czymś ciemnym, położył na schodach. Próbowałam krzyczeć, ale zaczęłam się dusić. Ten Polak trzymał mi twarz i ramiona, natomiast tych dwóch podwinęło mi rękaw od swetra, zaczęło mnie ciąć po rękach. Byłam zakrwawiona, zaczęłam się szarpać, wtedy jeden z obcokrajowców rozerwał mi sweter przy dekolcie i lewą stronę klatki zaczął mnie ciąć. Uciekli gdy ktoś wszedł na klatkę. Ten Polak powiedział mi na koniec, że „to dopiero początek”.
W końcu 29-latka przyznała policjantom, że zmyśliła całą historię o napaści.
– Kiedy wracała ze sklepu zaczepił ją były chłopak. Doszło między nimi do przepychanki – mówi Gołębiowski. – Dziewczyna wpadła w krzaki i się podrapała.
Później sama podarła sweter i opowiedziała współlokatorom historię o napadzie. Jednym z atakujących miał być Meksykanin, który wcześniej „śledził” jej koleżankę. 29-latka musi się teraz liczyć z zarzutami, dotyczącymi zawiadomienia o fikcyjnym przestępstwie.
Obaj mężczyźni usłyszeli zarzut pobicia, ale nie trafili do aresztu. Musieli wpłacić po 2 tys. zł poręczenia majątkowego. Starszy z mężczyzn chce dobrowolnie poddać się karze. Młodszy (Piotr T.) był już wcześniej karany za publiczne znieważanie na tle narodowościowym i rasowym. Został za to skazany na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata.
– Głupio wyszło, ale czuję się niewinny. Bo mu nic nie zrobiłem i dowiodę tego w sądzie – napisał Piotr T. na Facebooku. Potem ten post skasował.