Rozmowa ze Zbigniewem Marczyńskim, rzeźbiarzem z Poniatowej
- Kończę właśnie ciołka poniatowskiego. Pójdzie on już w najbliższą sobotę w korowodzie II Turnieju Miast i Gmin Krainy Lessowych Wąwozów w Poniatowej.
• Od dawna pan rzeźbi?
- Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy wziąłem dłuto do ręki. Od młodych lat lubiłem coś dłubać, przeważnie nożem. Na poważnie rzeźbieniem zajmuję się ponad 15 lat. Lipa nie jest jedynym drewnem, jakiego używam. Rzeźbię też w dębie, brzozie, mahoniu. Jestem samoukiem.
• W rzeźbieniu liczy się tylko pomysł?
- Pomysł jest istotny, ale aby coś wyrzeźbić potrzebna jest wiedza o budowie drewna. Każdy kawałek, który trafia w moje ręce, długo oglądam. Po to, żeby podjąć trafną decyzję, co tak naprawdę mogę z niego zrobić.
• Spod pańskiego dłuta wyszła też pamiątka regionalna z Poniatowej?
- Tak. Uczestnicząc w różnych festynach, targach i kiermaszach spotykałem się z różnymi gadżetami promocyjnymi. Postanowiłem i ja zrobić coś dla mojego miasta. I wyrzeźbiłem drewnianego ciołka, takiego z herbu Poniatowej. To miniaturka tego, który właśnie kończę na turniej gmin.
• Praca w drzewie to trudne rzemiosło?
- To trudna i ciężka praca. Wymaga dużo czasu i cierpliwości. Każde cięcie nożem czy dłutem wymaga koncentracji i musi być przemyślane. Z zawodu jestem ślusarzem, a rzeźbiarstwo to moja pasja. W ubiegłym roku wyrzeźbiłem dwumetrowego Dobrego Pasterza. Sprawia mi ogromną przyjemność, kiedy ludzie interesują się moimi pracami.
Rozmawiała Agnieszka Ciekot