Kilka godzin w kolejce, wizyta dopiero za kilka miesięcy. Niektórzy usłyszeli, że nie ma miejsc do wybranego przez nich lekarza. Tak było we wtorek w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym. A to był dopiero drugi dzień zapisów do specjalistów
Przyjechałam aż z Trzydnika Dużego, to 70 kilometrów od Lublina. Dzieci nie poszły do szkoły, bo kto by je odebrał jak ja przez pół dnia będę czekać w kolejce. Już w tym momencie, drugiego dnia zapisów okazuje się, że nie ma miejsc do niektórych lekarzy – denerwuje się pani Małgorzata, która rejestrowała wczoraj synka do kardiologa. – Z poprzednią wizytą też miałam taki problem. Rejestrowałam dziecko w styczniu tego roku, a wizyta była dopiero teraz w grudniu. Przecież to skandal!
- Rejestracja telefoniczna to fikcja, numer cały czas jest zajęty, albo nikt nie odbiera. Stałam w kolejce, ale też cały czas dzwoniłam, bo miałam nadzieję, że uda się to szybciej załatwić. Niestety bez rezultatów – mówi pani Jagoda z Lublina, która rejestrowała wczoraj dziecko do endokrynologa i ortopedy. – Trzeba po prostu przyjść i odstać swoje w kolejce. Nie ma innego wyjścia.
Niektórzy rodzice zapisali dzieci dopiero na grudzień przyszłego roku. – Zapisy od poniedziałku, a do naszego lekarza na przyszły rok już nie ma miejsca. Musiałam zapisać dziecko do przypadkowego lekarza, a i tak wizyta jest dopiero w grudniu – oburza się pani Katarzyna z Lublina, której 2-letni syn wymaga leczenia kardiologicznego od urodzenia. – Kolejny absurd to zepsute USG. Z tego powodu nie ma zapisów na badanie do końca stycznia.
Zdaniem szpitala za kolejki są m.in. odpowiedzialni rodzice, którzy nie informują o odwołaniu wizyty. – W związku z tym nie mamy możliwości, żeby w to miejsce zapisać kogoś innego. Zawsze dzwonimy dwa dni przed wizytą z przypomnieniem, rodzice potwierdzają, a potem nie przychodzą – przekonuje Agnieszka Osińska, rzeczniczka USD. - Przykład z poniedziałku. Z wizyty u neurologa mogło skorzystać osiem osób. A tak termin się zmarnował. Średnio od stycznia do listopada tego roku około 12 proc. wizyt nie zostało zrealizowanych. W niektórych poradniach było to nawet 30 proc. - dodaje.
Jak zapewnia rzeczniczka działa rejestracja telefoniczna i elektroniczna. – Oczywiście przy takich kolejkach, które utrzymują się przez kilka pierwszych dni po rozpoczęciu zapisów, nie jesteśmy w stanie odebrać każdego telefonu. Część rodziców może się więc nie dodzwonić – mówi Osińska. – Co do USG to rzeczywiście jeden aparat nie działa i w związku z tym musieliśmy wstrzymać zapisy do końca stycznia. Jeśli natomiast lekarz uzna, że jakiś przypadek jest pilny takie dziecko zostanie zbadane. Niestety przy jednym aparacie nie jesteśmy przebadać wszystkich, stąd te utrudnienia.