Amir urodził się w Lublinie. Jego mama Olena uciekła przed wojną w Ukrainie i zaledwie kilka dni przed porodem dotarła bezpiecznie do Polski. W piątek mama z synkiem wyszli ze szpitala, a czekała na nich pani Katarzyna, która przyjęła ich w swoim domu.
Wiedziałam, że musimy uciekać. Wyjechałam z Kijowa razem z koleżanką Tanią i jej nastoletnią córką Kariną. Było ciężko, bardzo bałam się o dziecko, ale udało się. Najpierw pojechałyśmy do Lwowa, a stamtąd już do Rawy Ruskiej na granicy – opowiada Olena Luppova.
W Lublinie czekała już Katarzyna Wójcicka, która przyjęła Olenę w swoim domu. – Po wybuchu wojny, postanowiliśmy z mężem, że przyjmiemy potrzebujące osoby, które będą uciekać z Ukrainy. Kiedy dowiedzieliśmy się o sytuacji Oleny, która była w zaawansowanej ciąży nie wahaliśmy się ani chwili – mówi pani Katarzyna. – Dzień po przyjeździe, zawiozłam Olenę do szpitala, a trzy dni później urodził się Amir. Żartujemy z mężem, że jesteśmy dziadkami specjalnymi. Mamy już troje wnuków, a teraz pojawił się czwarty.
– To było bardzo wyczekane dziecko, dlatego postanowiliśmy z mężem, że damy mu na imię Amir. To imię oznacza zwycięzcę. Teraz, w kontekście wojny, nabrało jeszcze dodatkowego znaczenia – nie kryje wzruszenia Olena. Jej mąż i ojciec zostali w Kijowie, walczą w obronie terytorialnej.
– To dla nas wszystkich bardzo trudny czas. Nie możemy być niestety razem, ale jestem z nimi w stałym kontakcie. Na razie w samym Kijowie jest względny spokój, sytuacja jest jednak bardzo napięta. Okolice miasta są bardzo zniszczone i tam jest cały czas niebezpiecznie – mówi Olena.
– Pani Katarzyna bardzo nam pomogła, mamy tu drugi dom. Oby tylko w Ukrainie wszystko się szybko uspokoiło.
Synek Oleny urodził się w szpitalu wojewódzkim im. Jana Bożego w Lublinie. Dwie położne Renata Czułczyńska i Aneta Szostak, zaapelowały o pomoc dla młodej mamy i rozkręciły niesamowitą akcję. Na Facebooku poprosiły o ubranka dla noworodków, środki higieniczne, kosmetyki, pampersy. Wszystko co potrzeba przyszłej mamie i dziecku. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Już następnego dnia pojawili się pierwsi darczyńcy. Skala pomocy, z Polski i zagranicy przeszła ich oczekiwania. – To było coś nieprawdopodobnego. Tylu ludzi się w to zaangażowało. Z tej pomocy skorzystają też inne kobiety. Na oddziale, na którym leżałam są już dwie kolejne mamy z Kijowa – mówi Olena. – Dostaliśmy z synkiem wspaniałą opiekę. Wszyscy mnie wspierali. Jestem bardzo wdzięczna.