Poszłam zapisać wnuka do pediatry - mówi pani Alina. - Ale rejestratorka w przychodni chciała mnie umówić na wizytę do zwykłego lekarza rodzinnego - internisty. Dlaczego? Bo pediatrów jest za mało.
- Kilka dni później wnuczka wylądowała w szpitalu. Nie ujmuję wiedzy i doświadczenia internistom, ale lekarz pediatra to lekarz pediatra.
Środowisko polskich lekarzy pediatrów wystosowało pismo do minister zdrowia Ewy Kopacz, aby uwzględniła w planowanych zmianach ustaw zdrowotnych swobodny dostęp dzieci do przedstawicieli tej specjalizacji.
- Życie młodych pacjentów zależy od szybkiego rozpoznania choroby - alarmuje Alicja Chybicka, prezes Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego.
- Głównym powodem tej sytuacji jest fatalny bałagan - mówi Piotr Jarecki, pediatra i prezes Fundacji Międzynarodowy Instytut Zdrowia Dzieci i Młodzieży z Lublina. - Dzieci są przyjmowane przez lekarzy pierwszego kontaktu, którzy niekoniecznie są pediatrami.
Kolejny problem: pediatrów jest zbyt mało. A ci, którzy są, przyjmują dziennie nawet i 50 małych pacjentów. W efekcie, dla każdego z nich mają bardzo mało czasu. - To już nie jest medycyna - dodaje Jarecki.
- Przeprowadzona w ostatnich latach reforma ochrony zdrowia doprowadziła do totalnej degradacji systemu fachowej medycznej opieki nad najmłodszymi. A to z powodu wprowadzenia instytucji lekarza rodzinnego - komentuje prof. Jerzy Bodalski z Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego. - To bardzo ofiarnie pracujący lekarze, ale mają jedną wadę - nie potrafią leczyć dzieci.
Profesor dodaje, że uzyskanie specjalizacji II stopnia z pediatrii obejmowało 6 lat nauki i dwa egzaminy przed Komisją Państwową. Tymczasem dziś lekarze rodzinni, np. ze specjalizacją z chirurgii czy chorób wewnętrznych, z pediatrii są szkoleni zaledwie 6 miesięcy.
- I to oni przejęli opiekę nad zdrowiem dzieci i młodzieży w Polsce. Najgorsze jest to, że tym samym pozbawili kilka tysięcy pediatrów możliwości uprawiania zawodu, do którego byli przygotowywani przez lata - dodaje Bodalski.