Przy drogach ma stać mniej znaków, a kierowcy mają wiedzieć, czemu właśnie takie oznaczenie znajduje się w tym miejscu. To będzie rewolucja.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad ogłosiła pierwszy krok do zmian w tzw. czerwonej księdze znaków. To „drogowa Biblia” zawierająca zasady stawiania znaków w Polsce. A to, że jest to rzecz skomplikowana wie każdy kierowca.
Kiedy kilka lat temu działał już Port Lotniczy Lublin (właśnie świętuje 10-lecie) część znaków prowadzących do lotniska wskazywały na Przytoczno, a nie do portu. Tak właśnie instruowała czerwona księga: wskazać drogę do miejscowości, w której kończy się trasa.
Druga sprawa, która denerwuje kierowców to liczba znaków. Pobocza dróg są nimi wręcz usiane. – W mieście jest ich za dużo, a jak się wyjedzie na drogi krajowe, to sytuacja wcale nie jest lepsza. Raz jest ograniczenie do 70 km/h a za 500 metrów do 50 km/h żeby za kolejne 300 znów było 70 km/h. Jakby nie można było ograniczyć prędkości do 50 km/h na całym odcinku – narzeka pan Piotr z Lublina.
Zastrzeżenia ma także Dariusz Jabłoński, właściciel OSK Piotr z Lublina. – Jeżeli nawet mnie ilość znaków czasami przeszkadza w skupieniu się na jeździe, to co ma powiedzieć młody kierowca? – pyta. – Taka osoba na pewno ma gorzej. Jestem za zmniejszeniem liczby znaków – postuluje.
Przywołuje przykład ograniczenia prędkości do 50 km/h w obszarze zabudowanym. – Kiedy w nocy dozwolona prędkość w nocy wynosiła 60 km/h a w dzień 50 km/h takie znaki miały uzasadnienie. Ale przepisy się zmieniły (w czerwcu 2021 r. – red.), jest jedna prędkość całą dobę, a znaki zostały – mówi Jabłoński.
GDDKiA i 130 ekspertów uznało, że część znaków przy drogach musi zniknąć.
– Zbyt duża liczba znaków przy drogach prowadzi do ich deprecjacji, a znaki przestają być drogowskazami, stając się częścią krajobrazu, na który nie zwracamy uwagi – podkreśla Tomasz Żuchowski, p.o. Generalnego Dyrektora Dróg Krajowych i Autostrad. – Dlatego chcemy ograniczyć liczbę znaków, dostosowując je do rozwijającej się sieci drogowej i zaawansowanych systemów zarządzania ruchem.
Oznakowanie dróg ma być jednolite, intuicyjne i w pełni czytelne dla kierowców. Obecne przepisy mają prawie 20 lat, były wiele razy zmieniane i w efekcie powstał prawny chaos. Nie stosuje się też nowoczesnych technik, a te aż proszą się do wykorzystania (np. znaki zmiennej treści).
– Z drugiej strony jednak zarządcy dróg nadal zobowiązani są do stosowania znaków drogowych w sposób, który często wpływa na ich deprecjację i utratę zaufania kierowców do oznakowania drogowego. Często sieć drogowa jest nadmiernie oznakowana. Zdarza się również, że te same sytuacje na drodze mogą być oznakowane w różny sposób – punktuje GDDKiA.
Czyli znaków ma być mniej, a te które zostaną mają być... dodatkowo oznaczone. Brzmi dziwnie, ale eksperci uznali, że jeżeli kierowca widzi ograniczenie prędkości, to musi wiedzieć, dlaczego ma zwolnić. Przy takim znaku musi pojawić się informacja, że np. zbliża się do zwężenia drogi czy do skrzyżowania.
Kolejnym rozwiązaniem jest przejrzenie znaków „teren zabudowany”. Nie wszędzie opowiada on rzeczywistości, a takie znaki są stawiane z „myślą o przyszłości”.
Z kolei oznakowanie na drogach ekspresowych i autostradach ma być uproszczone, żeby było bardziej czytelne. Planowane jest także montowanie znaków interaktywnych, których treść miałaby się zmieniać w zależności od sytuacji na drodze. Taka tablica może np. ostrzegać przed wjazdem na daną drogę, jeżeli występuje tam zator.
W całej Polsce jest około 400 zarządców dróg. Eksperci chcą, żeby każdy z nich stosował te same zasady. Zmian nie można się spodziewać szybko, bo dopiero propozycje eksperckie mają zostać przekazane do Ministerstwa Infrastruktury.