Nie będzie festiwalu filmów o prawach człowieka. Tak zdecydowali jego organizatorzy. To reakcja na decyzję rektora UMCS, który polecił zdemontować kontrowersyjną wystawę towarzyszącą festiwalowi. A kazał to zrobić po proteście arcybiskupa Życińskiego. Skandal wykracza już poza granice Polski.
Festiwal miał zacząć się jutro. W programie były m. in. filmy o obozach zagłady, prześladowaniach opozycji, bezdomnych dzieciach, wojnach i pomyłkach sądowych. Organizatorzy zapowiedzieli, że odwołają przegląd, jeśli rektor nie cofnie swej decyzji o zamknięciu wystawy. Dotrzymali słowa.
O co poszło? O koszulki stołecznej Fundacji dla Wolności. Pisaliśmy o tym wczoraj. Są na nich hasła: "Mam AIDS”, "Nie płakałem po papieżu”, "Masturbuję się”, "Nie chodzę do kościoła”. Nosiły je znane osoby, których zdjęcia tworzą wystawę "Tiszert dla wolności”, prezentowaną w różnych miastach Polski.
- Pokazujemy, że niektórzy nie mogą otwarcie mówić o sobie - tłumaczy Krzysztof Jarymowicz, wiceprezes fundacji. W Lublinie wystawa miała towarzyszyć przeglądowi filmowemu w Akademickim Centrum Kultury UMCS "Chatka Żaka”. Już jej tam nie ma.
W sobotę koszulki potępiła kuria. - Zabicie dziecka nigdy nie może być powodem do dumy. Jeśli ktoś jest chory na AIDS, to nie jest temat do dowcipów na tym poziomie - stwierdził abp Józef Życiński, metropolita lubelski. Jego rzecznik poświęcił T-shirtom swą audycję w publicznym Radiu Lublin. Wezwał do wysyłania protestów do władz uczelni i twórców festiwalu.
W niedzielę wystawę zdjęto. Bez powiadomienia jej twórców. - Decyzję tę podjąłem po zapoznaniu się z licznymi opiniami, docierającymi do mnie od wczoraj (od niedzieli - red.) - pisze Wiesław Kamiński, rektor UMCS w liście do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, współorganizatora festiwalu. Twierdzi, że wystawa może obrażać uczucia innych, wspomina też o "względach bezpieczeństwa”.
Rektora poparł samorząd studencki UMCS. - Cieszymy się, że nie będzie tej wystawy - mówi Justyna Stępniak, szefowa samorządu.
Skandal wykracza poza granice Polski. - Powiadomimy o tym światowy sekretariat Amnesty International - mówi Piotr Choroś z zarządu polskiej Amnesty. - Incydent może trafić do corocznego raportu o łamaniu praw człowieka na świecie.