Dziś początek strajku w Lubelskim Przedsiębiorstwie Energetyki Cieplnej. - Kto weźmie w nim udział, zostanie ukarany - grozi pracownikom prezes spółki.
- Działania prezesa Waldemara Dudziaka dwa lata temu doprowadziły przedsiębiorstwo do wielomilionowych strat. Także teraz spółka jest źle zarządzana, co potwierdzają ogłoszone niedawno wyniki kontroli dwóch niezależnych komisji - wylicza Konrad Barański ze Związku Zawodowego Pracy Pracowników LPEC. - Nie wyobrażamy sobie dalszego funkcjonowania firmy pod jego rządami.
Konfliktu nie rozwiązały mediacje z udziałem mediatora. Na początku miesiąca w spółce przeprowadzono referendum, w którym wzięło udział 80 proc. załogi. 94-proc. głosujących opowiedziała się za strajkiem.
Akcja protestacyjna zacznie się dzisiaj. - Na razie ograniczymy się do oflagowania budynków - tłumaczy Barański. - Liczymy, że dalsze działania strajkowe nie będą konieczne. Bo nowa Rada Nadzorcza wprowadzi do spółki nowy zarząd, już bez udziału Dudziaka.
Tymczasem przedwczoraj prezes wysłał do załogi przedsiębiorstwa komunikat. - Spór zbiorowy pracowników z pracodawcą może dotyczyć warunków pracy, płac lub świadczeń socjalnych oraz praw i wolności związkowych pracowników. Ewentualny strajk będzie nielegalny - napisał w nim Waldemar Dudziak. I zagroził, że wobec strajkujących pracowników wyciągnie konsekwencje.
- Prezes chce zastraszyć załogę. A za przeszkadzanie we wszczęciu lub prowadzeniu legalnego protestu grozi kara grzywny lub ograniczenie wolności - odpowiada Barański. - W związku z tym wczoraj złożyliśmy na pana Dudziaka doniesienie do prokuratury.
- Mam wrażenie, że związek pana Barańskiego chce wykorzystać moment zmiany władzy w Ratuszu, żeby odzyskać dawne wpływy w spółce - komentuje to Dudziak. - Niektórym ludziom przeszkadza, że od kilku lat staram się wprowadzić normalność w LPEC. Firmą powinien zarządzać zarząd, a związki zajmować się sprawami, do których są powołane: płacami czy warunkami pracy.
- Jakie kryterium oceny funkcjonowania firmy powinniśmy przyjmować? - pyta prezes. - Zadowolenie klientów i dobre wyniki finansowe, które ostatnio osiągnęliśmy? Czy może to, czy niektórzy związkowcy dobrze się tu czują? Wydaje mi się, że dla protestujących liczy się tylko to drugie.