Marian Kowalski, lider lubelski narodowców ponownie odpowie przed sądem za pobicie. W pierwszym procesie został uniewinniony. Sąd odwoławczy uchylił jednak to rozstrzygnięcie.
– Wyrok sądu pierwszej instancji był co najmniej przedwczesny, co nie przesądza o winie – wyjaśnił sędzia Artur Makuch, z Sądu Okręgowego w Lublinie. We wtorek odbył się tam proces odwoławczy w sprawie Kowalskiego.
Sprawa dotyczy wydarzeń z września 2014r. Były kandydat na Prezydenta RP kierował wówczas ochroną klubu Graffiti. Feralnego wieczora, na koncercie grupy Happysad bawił się tam Andrzej N. Mężczyzna twierdził później, że został pobity przez Kowalskiego. Szef ochroniarzy miał dwukrotnie uderzyć go w twarz i zrzucić ze schodów. Ranny Andrzej N. trafił do szpitala przy ul. Grenadierów, ale tamtejszy lekarz zwolnił go do domu. Po kilku godzinach, mężczyzna pojechał do lecznicy przy ul. Jaczewskiego. Tam badanie wykazało już, że ma złamany nos.
Prokuratura oskarżyła później Mariana Kowalskiego o pobicie. Śledczy domagali się skazania go na 4 miesiące więzienia w zawieszeniu na dwa lata oraz grzywnę. Sąd Rejonowy Lublin – Zachód uniewinnił Kowalskiego. Nie znalazł bowiem dowodów na to, by to szef ochrony pobił gościa klubu.
– Mogły to zrobić inne osoby. Zeznania pokrzywdzonych są niespójne i przeczą relacjom innych świadków – wyjaśniła w uzasadnieniu wyroku sędzia Agnieszka Kołodziej.
Od tego rozstrzygnięcia odwołał się obrońca Mariana Kowalskiego, domagając się korekty w uzasadnieniu wyroku. Apelację złożyła również prokuratura. Śledczy wnosili o uchylenie pierwszego rozstrzygnięcia. Sam oskarżony przekonywał, że jest niewinny.
– Nie biłem pana N., nikt go nie bił – przekonywał Marian Kowalski. – Był incydent w czasie koncertu, ale skończyło się na słowach. Pan N. z żoną chcieli bez kolejki dostać autograf zespołu. Mieli zatarg z innymi gośćmi, ale sytuacja została załagodzona. Jestem niewinny, a ta sprawa to próba wyeliminowania mnie z działalności społecznej.
Sąd Okręgowy w Lublinie podzielił argumenty śledczych.
– W pierwszym procesie dowody zostały ocenione jednostronnie. Z wyroku wynika, że sąd całkowicie odrzucił zeznania pokrzywdzonych. Tymczasem relacjonowali oni sytuację w bardzo podobny sposób – przypomniał sędzia Makuch.
Według sądu, jest bardzo prawdopodobne, że to właśnie ochroniarze pobili Andrzeja N. Nie wiadomo jednak, kto dokładnie miałby to zrobić. Spraw wymaga więc ponownego zbadania. Wyrok jest prawomocny.