Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa dotyczącego tego, jak zajmowano się mężczyzną, który zasłabł przed SPSK 1 w Lublinie. Pomocy udzieliło mu pogotowie ratunkowe, a nie pracownicy szpitala, którzy wyglądali z okien.
Pod koniec lipca nieopodal wejścia do SPSK 1 przy ul. Staszica w Lublinie zasłabł mężczyzna. Zabrało go stamtąd pogotowie ratunkowe, które wezwali przechodnie. Wcześniej oczekiwali, że mężczyzną zajmą się pracownicy szpitala, którzy obserwowali zdarzenie z okien i wejścia.
Prokuratura sprawdzała, jak szybko dojechało pogotowie oraz jak zachował się szpital. Karetka pojawiła się pod SPSK 1 już po 6 minutach od wezwania, a po kolejnych 10 mężczyzna był już w szpitalu przy ul. Biernackiego. SPSK 1 poinformował prokuraturę, że sygnał o zasłabnięciu przed szpitalem, otrzymał od pogotowia ratunkowego. Szedł już tam lekarz, ale przy nieprzytomnym mężczyźnie była już karetka.
– Nie zajmowaliśmy się tą niefortunną wypowiedzią i nie podejmowaliśmy tego wątku – dodaje prokurator Nowak.