Około 1934 roku Stefan Kiełsznia zrobił ponad setkę zdjęć chodząc po lubelskich ulicach. Fotografował na Nowej, Kowalskiej, Lubartowskiej, Szerokiej i Świętoduskiej. 83 lata później Piotr Dąbkowski siedząc godzinami przy komputerze ułożył z fotografii ulic Świętoduskiej kawałek przedwojennego Lublina. Efekt jest niezwykły.
– Pasjonuję się starą fotografią i Lublinem. Teraz każdy może aparatem w telefonie zrobić zdjęcie panoramiczne. Wtedy nie było takich możliwości. Dlatego zabrałem się za łączenie zdjęć Kiełszni. Jest to bardzo trudne ale możliwe – mówi pan Piotr.
– Ulica była fotografowana prawie dom po domu. Prawie. Dlatego praca przy ulicy Świętoduskiej trwała kilka tygodni – dodaje i tłumaczy na czym polega ten wielogodzinny proces. – Na przykład, żebym skleił Świętoduską od skrzyżowania z Krakowskim Przedmieściem do ul. Zielonej potrzebowałem pięciu zdjęć. Brakowało mi fasady z „2” więc musiałem wyciąć ją ze zdjęcia pokazującego dom od strony dzisiejszego deptaka i odwrócić, żeby się układ okien zgadzał. Tak, ta praca bardzo przypomina układanie puzzli. Bo wszystko się musi zgadzać. Napisy na szyldach, witryny, drzwi. Czasami się głowiłem nad chodnikiem. Fragment na jednym zdjęciu nie pasował do tego na drugim, bo Stefan Kiełsznia zrobił zdjęcie pod innym kątem. Śladem po „sklejkach” są duchy drzew, które rosły przy Świętoduskiej, bo sa miejsca gdzie widać gałęzie bez pni. No i stałem się wrogiem przechodniów, wozów i koni – żartuje Piotr Dąbkowski pokazując zdjęcia, których nie da się połączyć, bo nagle na fasadzie pojawia się końska głowa. Wóz uchwycony przed jedną kamienicą nie ma „ciągu dalszego” przed sąsiednią. Dlatego nie możemy zobaczyć całej Świętoduskiej.
Przejażdżka po przedwojennej ulicy Świętoduskiej - panorama
Na potrzeby tej publikacji połączyliśmy w krótki film dwie sekwencje zrekonstruowanych przez Piotra Dąbkowskiego zdjęć Stefana Kiełszni. Montaż: Tomasz Piekut-Jóźwicki
>>>
Przechodnie, to głównie kobiety w charakterystycznych kraciastych chustkach. Widać je jak noszą pokaźne kosze. Nic dziwnego, w czasach gdy Stefan Kiełsznia fotografował pochyłą ulicę biegnącą od Krakowskiego Przedmieścia aż do łagodnego skrętu w Nową (dziś Lubartowską) sąsiadowała ona z wielkim targowiskiem. Wszyscy, którzy na zdjęciach patrzą w stronę fotografa widzą za jego plecami dziesiątki straganów, tłum sprzedających i kupujących ludzi.
– Na kilku zdjęciach, które oglądałem godzinami znalazłem chłopca, który towarzyszył Stefanowi Kiełszni. Widać go pozującego przed kilkoma sklepami. Odnalazłem go też siedzącego na krzesełku w składzie wapna. Pewnie to była firma ojca czy kogoś z rodziny – dodaje Dąbkowski, który grafiką komputerową zajmuje się amatorsko i żmudne, wielogodzinne wędrówki po starym Lublinie traktuje jak wypoczynek i ucieczkę od codziennych problemów.
Pan Piotr pochodzi z Wałbrzycha, wiele lat mieszkał w Niemczech, gdzie poznał lubliniankę. Teraz z żoną mieszka w Lublinie i dzieli życie zawodowe między Polską i Niemcami. Żartuje, że zachętą do przyjazdu do Lublina był album z fotografiami naszego miasta, który dostał w prezencie od żony. Rzeczywistość, zdaniem pana Piotra jest jeszcze lepsza niż ta albumowa.
Zdjęcia: Stefan Kiełsznia / ze zbiorów Ośrodka Brama Grodzka Teatr NN / Rekonstrukcja Piotr Dąbkowski.
Panoramę opublikujemy również w piątkowym, papierowym wydaniu Dziennika Wschodniego.