Po co miejscy urzędnicy jechali na szkolenie do Nowego Jorku? Ile to kosztowało? Prawdziwa burza rozpętała się na czwartkowej sesji Rady Miasta wokół delegacji Krzysztofa Łątki. PiS zażądał wyjaśnień.
Gdy radni mieli przyjąć składaną na każdej sesji informację prezydenta o wyjazdach zagranicznych miejskich urzędników, Prawo i Sprawiedliwość dosłownie zasypało prezydenta gradem pytań:
- Jakie konkretne korzyści były z tego szkolenia i jakie były jego koszty - dociekał Sylwester Tułajew. Radni usłyszeli, że odpowiedź dostaną na piśmie. To jeszcze bardziej rozsierdziło PiS.
- Oczekujemy konkretnej odpowiedzi tutaj, na sesji - zażądała Elżbieta Dados.
Jej klubowy kolega, Zdzisław Drozd sugerował, że firma Oracle mogła się w ten sposób "kupować” przychylność w przetargach. - Takie praktyki powszechnie miały miejsce w służbie zdrowia - stwierdził Drozd.
- Jaki system informatyczny może działać na zasadzie podobieństwa Lublina z Nowym Jorkiem? - drążyła Dados.
W końcu padła propozycja, że na pytania odpowie sam zainteresowany, czyli Krzysztof Łątka. Temperatura na sali skoczyła jeszcze bardziej.
- To ja proszę nie odpowiadać na moje pytania - oburzył się Drozd. - Informację o wyjazdach podpisał prezydent miasta Lublin, dr inż. Adam Wasilewski i chciałbym, żeby to on mi odpowiedział - naciskał Tułajew.
Do sali obrad ściągnięto prezydenta.
- Koszty, które miasto poniosło są niewielkie, ograniczają się do diet za delegację, to jest parę tysięcy złotych - stwierdził Adam Wasilewski, prezydent Lublina. - Gdy wyrażałem zgodę na ten wyjazd sprawdziłem, czy jadą tylko nasi urzędnicy i okazało się, że biorą w nim udział także przedstawiciele innych, dużych polskich miast - tłumaczył Wasilewski. I wyjaśniał, że szkolenie może się przydać i nie ma mowy o "kupowaniu” wdzięczności.
- Odpowiedź jest, jaka jest i możecie ją państwo przyjąć - skwitował Piotr Dreher (PiS), przewodniczący Rady Miasta.
Radnym było za mało.
- Ten wyjazd zablokował panu możliwość skorzystania z usług tej firmy, bo pojawiłyby się uzasadnione obawy korupcyjne - ostrzegał Dariusz Sadowski, radny lewicy. - Czy my mamy zawsze się opierać na opiniach, które dopatrują się w każdym ruchu czegoś, co jest nieuczciwe? - odpowiedział Wasilewski.
- Całkowity koszt dla miasta, to 1000 zł razy trzy osoby - zapewniał Krzysztof Łątka. PiS miał wątpliwości.
- Ile wynosi dieta za pobyt zagraniczny w USA, bo według naszych informacji to jest 270 dolarów dziennie? - dociekał Piotr Kowalczyk, szef klubu PiS.
- Dostarczę te informacje na piśmie - proponowała Irena Szumlak, skarbnik miasta.
Jednak radni chcieli usłyszeć liczby od razu. - Chciałbym, żeby pani zadzwoniła do kompetentnego urzędnika, albo ja to zrobię w ciągu 15 minut - odgrażał się Kowalczyk.
Skarbnik nie miała wyjścia - musiała wyjść i zadzwonić. Okazało się, że dieta to 48 dolarów dziennie.
Wizyta w USA trwała od 3 do 6 marca.