Jeśli uczelnie nie podpiszą umów ze studentami, nie będą mogły żądać od nich żadnych pieniędzy – ostrzegło rektorów Ministerstwo Nauki. Ci nie chcą o umowach słyszeć, zasłaniając się obawami o mnożenie biurokracji.
Chodzi o opłaty m.in. za powtarzanie niezaliczonych przedmiotów, zajęcia dodatkowe i każde inne wprowadzane przez uczelnie. Wszystko po to, żeby student miał pewność, za co i ile będzie musiał płacić, a co będzie miał za darmo. I żeby nikt nie został zaskoczony w trakcie studiów, jak bywało do tej pory.
Np. KUL przez lata żądał od studentów tzw. opłaty administracyjnej – 50 zł na semestr. Rocznie uczelnia zarabiała na tym prawie 1,3 mln zł. Gdy o sprawie dowiedział się resort nauki, nakazał uczelni zniesienie opłaty. Podobne przypadki można znaleźć niemal na każdej uczelni.
Umowom sprzeciwi się rektorzy. Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich oświadczyła, że ich podpisywanie "łamałoby dotychczasowy ustrój szkolnictwa wyższego”. Poza tym, zdaniem KRASP, to niepotrzebne mnożenie biurokracji.
Efekt? Do tej pory umów ze wszystkimi studentami nie podpisała żadna z największych lubelskich uczelni. Najbliżej jest KUL. – Ze studentami niestacjonarnymi (zaocznymi i wieczorowymi – red.), podobnie jak do tej pory, podpisujemy umowy na bieżąco. Nad przygotowaniem umów dla pozostałych studentów trwają prace. Jak będą gotowe, będziemy je podpisywać – mówi Radosław Hałas, rzecznik KUL.
Inni czekają. – Dział organizacyjno-prawny przygotowuje wzór umów. Ale nie ma decyzji co do ich wprowadzenia – mówi Anna Guzowska, rzecznik UMCS.
– Jeśli będzie decyzja, że umowy będą podpisywane, będziemy na to przygotowani – mówi Iwona Czajkowska-Deneka, rzecznik Politechniki Lubelskiej. Zdecydują władze uczelni. – Czekamy na powrót prorektora ds. studenckich, który jest na konferencji prorektorów wszystkich uczelni technicznych, gdzie również ten temat jest dyskutowany.
– Mamy dylemat – nie kryje Czajkowska-Deneka. – Ostatnio KRASP uznał, że umów nie należy podpisywać. Z drugiej strony ministerstwo postawiło sprawę jasno. Być może po prostu nie będziemy mieli wyjścia.