Coraz większa rzesza rodziców protestuje przeciwko zbliżającej się reformie oświaty. I choć mieszkają w całej Polsce, to zjednoczyli się, żeby działać wspólnie i – jak mówią – bronić swoich dzieci.
– Zrzeszyliśmy się w grupę „Ręce precz od edukacji”. Nie jesteśmy organizacją polityczną, nie reprezentujemy innych środowisk poza rodzicami – podkreśla Paweł Borys, jeden z rodziców. – Nie jesteśmy też przeciw reformie jako takiej. Jesteśmy świadomi, że edukacja wymaga zmian. Nie akceptujemy jedynie formy i pośpiechu, jaki ona za sobą niesie.
– Szkołę nie tylko można, ale i trzeba zmieniać – uważa Agnieszka Leonczuk, mama ucznia. – Powinno się to robić jednak w istniejącej strukturze. Jeśli już decydujemy się na jej zmianę, to – żeby nie siać fermentu – powinny być nią objęte dzieci dopiero rozpoczynające naukę, a nie uczniowie, którzy mają już swoje plany i marzenia. Nie młodzież, która wybrała już sobie gimnazja, a teraz dowiaduje się, że spędzi jeszcze dwa lata w podstawówce, ucząc się na podstawie programów napisanych na kolanie.
– Nie zgadzamy się na rozgrywanie naszymi dziećmi jakichś gierek politycznych. Skoro środowisko naukowe i autorytety akademickie mówią, że reforma jest zła, to możemy się tylko do nich przyłączyć. My także nie zgadzamy się na zmiany, których sensu nie widzimy, a które nie przyniosą żadnych pozytywów tylko chaos – dodaje inny rodzic, Waldemar Zezula.
W ramach „Ręce precz od edukacji” rodzice organizują teraz akcję informacyjną na temat zagrożeń, jakie niesie za sobą forsowany przez rząd projekt.
– Liczymy na to, że za pomocą strony internetowej skontaktuje się z nami wielu rodziców. Wierzymy, że jeśli będziemy działać razem, nasz głos zostanie wysłuchany. Nie możemy jednak zwlekać, bo czasu jest niewiele – dodaje Leonczuk.