Przyznaję się do podania czereśni. Nie przyznaję się do zabójstwa - tylko tyle miała dziś do powiedzenia 20-letnia Ewelina G. Mówiła, jakby nie zrobiła nic złego.
Oliwia urodziła się na początku lipca ub. roku. Po trzech tygodniach rodzice przywieźli ją do szpitala. Lekarze wykryli, że ktoś podał dziecku rtęć, a do gardła wcisnął czereśnię. Dziewczynka się udusiła. Po pół roku prokuratura zdobyła dowody, że zabójczynią jest matka dziewczynki.
Podczas dzisiejszej rozprawy przed Sądem Okręgowym w Lublinie Ewelina G. nie chciała odpowiadać na pytania. Niewysoka, szczupła kobieta sporo powiedziała na wcześniejszych przesłuchaniach w prokuraturze. W ciążę zaszła jesienią 2005 roku. - Myślałam, że z moim przyszłym mężem Krzysztofem - mówiła śledczym.
Przyznała, że w tym samym czasie współżyła też z Tomkiem, kolegą z dzieciństwa.
W styczniu 2006 roku kobieta wyszła za mąż za Krzysztofa. Znała go trzy lata. Pół roku później została matką. Trzy tygodnie po porodzie włożyła do ust dziecka czereśnię. - Nie mam pojęcia, co mi przyszło do głowy. Kochałam to dziecko. Ewelina G. zaprzeczała, aby podała córce rtęć.
Według prokuratorów kobieta nie chciała, aby wyszło na jaw, że jej mąż nie jest ojcem dziecka. Dlatego zabiła dziewczynkę. Mąż oskarżonej nabrał wątpliwości co do swego ojcostwa tuż po narodzinach dziecka. W książeczce zdrowia córki zauważył, jaką grupę krwi ma Oliwia. Lekarz powiedział mu jednak, że to nie wyklucza jego ojcostwa.
- Raz tylko zapytałem żonę, czy to jest na pewno moje dziecko - mówił wczoraj w sądzie. - Odparła, że tak. Nie wracałem już do tego. Badanie genetyczne DNA, wykonane już po śmierci dziewczynki, potwierdziło, że Krzysztof nie jest jej ojcem.
Mężczyzna jest na procesie oskarżycielem posiłkowym. Z Eweliną G. chce się rozwieść. Sąd pierwszej instancji już orzekł rozwód, ale kobieta odwołała się od wyroku. Na wczorajszej rozprawie sąd przesłuchał rodziców Eweliny i jej męża. Kolejni świadkowie będą zeznawać w październiku.