Nikt tu nie będzie homoseksualisty zatrudniał i mówił, że zboczenie to nic takiego - tak Alina Rynio, szefowa NSZZ "Solidarność” KUL , komentuje nowy regulamin pracy uczelni.
Na odpowiedź największej organizacji gejowskiej nie trzeba było długo czekać: - Jeśli tej pani nie podoba się polskie prawo, to niech uczy w krajach, gdzie gejów się nazywa zboczeńcami i wiesza - grzmi Robert Biedroń, szef Kampanii Przeciw Homofobii. - Na to powinna zareagować prokuratura, bo ta pani nawołuje do zawodowej dyskryminacji gejów. Żądamy reakcji władz krajowych "Solidarności” i powiadomimy o tym również międzynarodówki, do których ten związek należy - dodaje Biedroń.
- Nie ma podstaw do skarg, bo szanujemy zakaz dyskryminacji - odpowiada Marta Pióro, rzecznik Komisji Krajowej "S”.
Sporny paragraf regulaminu jest żywcem wzięty z kodeksu pracy. - Po co go powtarzać? Jest już prawo krajowe i jak się jakiś chłopak czuje dziewczyną, to nikt go dyskryminować nie będzie - tłumaczy Marian Król, szef lubelskiej "S”.
Uczelnia tymczasem nabrała wody w usta. - Nie będę tego komentować - ucina Józef Fert, prorektor KUL ds. dydaktyki i wychowania. - Tej sprawy nie było w porządku obrad Senatu - mówi Beata Górka, rzecznik KUL.
• To znaczy, że nie była podnoszona? Może to pani ustalić?
- Nie zależy mi na dalszym ciągu tej sprawy i nie będę obstawiała czterech korytarzy, żeby się tego dowiedzieć - dodaje Górka. Milczy też Fert: Wiąże mnie tajemnica posiedzeń Senatu.