Andrzej Gieroba, który z dnia na dzień stracił pracę w Spółdzielni Niewidomych im. Modesta Sękowskiego w Lublinie, chce walczyć o sprawiedliwość w sądzie pracy. Zapowiada, że dzisiaj złoży pozew.
- Wiertarki i gwinciarki pracują na samym środku i hałas dociera wszędzie. Odmówiłem noszenia ochraniaczy na uszy, bo muszę słyszeć maszynę, przy której pracuję. Nie mogę jej przecież zobaczyć - tłumaczył pan Andrzej. - Doskonale znam ten zakład, sprawę rozwiązałaby zwykła ścianka działowa. Gdy zarząd zignorował moją prośbę, poinformowałem o sprawie media. Nie bałem się mówić, co myślę, więc znaleźli sobie kozła ofiarnego.
Mimo że występował w imieniu wszystkich pracowników, a pod pismem do zarządu podpisali się też inni, tylko on został ukarany. - Bo to pan Gieroba był inicjatorem całej akcji i to on oczernił spółdzielnię w mediach. Wcześniej też łamał regulamin pracy i lekceważył polecenia kierownictwa - mówi Paweł Skrzypek, prezes spółdzielni. - Zleciliśmy pomiary poziomu hałasu w hali. Wyniki są w normie. A pomysł oddzielenia sprzętu ścianką działową jest niewykonalny ze względów technicznych.
- Wyniki są w normie, ale tylko 10 proc. brakuje do górnej granicy. To dowód, że hałas jest bardzo uciążliwy. Zwłaszcza dla ludzi niewidomych - podkreśla Gieroba. - Te normy powinny zostać zaostrzone.
Gieroby broni m.in. Zbigniew Nastaj, dyrektor Lubelskiego Okręgu Polskiego Związku Niewidomych. - Dociera do mnie wiele niepokojących sygnałów od pracowników spółdzielni. Ludzie skarżą się na warunki i atmosferę. Nie chcą mówić głośno, boją się, że też stracą pracę - mówi Zbigniew Nastaj. - Niewidomi muszą dbać o słuch, bo to on zapewnia im bezpieczeństwo. Każdy ma prawo do ubiegania się o polepszenie warunków pracy, także za pośrednictwem mediów.