Dyrekcja szpitala próbuje udaremnić lekarzom planowany na poniedziałek strajk bezterminowy. Za udział w proteście grozi wstrzymaniem pensji wszystkim pracownikom.
- Wstrzymanie pracy poradni specjalistycznych w przyszpitalnej poliklinice, nie wypełnianie dokumentacji szpitalnej z wyjątkiem aktów zgonu, nie wpisywanie numerów PESEL na receptach - wylicza dr Waldemar Lasota, wiceprzewodniczący szpitalnego ZZL.
Pismo z zapowiedzią strajku lekarze przekazują dyrekcji.
Środa. Dyrekcja wysyła do ordynatorów ostrzeżenie. - Akcja protestacyjna godzi bezpośrednio w pacjentów. Proszę o poinformowanie pracowników, iż czynne uczestnictwo w strajku wiązać się będzie z pozbawieniem wynagrodzenia - napisał Marian Przylepa, dyrektor szpitala.
Dyrektor argumentuje, że z powodu protestu szpital nie zrealizuje kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia, co pozbawi go pieniędzy i uderzy w finanse wszystkich pracowników. - Proszę o przygotowanie wykazu lekarzy uczestniczących w strajku - zakończył.
Po południu komitet strajkowy idzie do dyrekcji. - Nie wiemy do jakich celów mogą posłużyć listy z nazwiskami strajkujących. A może do zwolnienia? - niepokoją się związkowcy. - Dyrekcja wywiera na nas nacisk. Chce udaremnić strajk, z którym i tak długo zwlekaliśmy.
- Wykaz strajkujących nie jest po to, by kogokolwiek gnębić - zapewnia dyr. Przylepa. - Chcemy wiedzieć, kto nie będzie pracować, aby tak zorganizować pracę, by jak najwięcej poradni było czynnych. I aby wiedzieć komu zapłacić, a komu nie.
Jeden dzień przestoju w pracy szpitala to 400 tys. zł strat. Będzie przerwa - NFZ nie da pieniędzy i nie będzie na wypłaty wynagrodzeń.
Rozmowy kończą się fiaskiem. - Nie ma porozumienia - mówią lekarze wychodzący z gabinetu dyrekcji.
Jutro do godz. 11 ordynatorzy muszą dostarczyć listy strajkujących. W południe kolejne rozmowy.