Brak basenów, publicznych toalet i tanich miejsc noclegowych – na to najczęściej narzekają zagraniczni turyści, którzy odwiedzają Lublin. Chwalą za to gryczane naleśniki, pierogi i plac po Farze.
Rodzina Vivas oprócz Lublina chce zwiedzić jeszcze Kraków. W naszym mieście zatrzymała się na jeden dzień. Jakie wrażenia?
– Jest miło, panuje tu dobra atmosfera – stwierdzają turyści z Hiszpanii. Zapytani o konkrety, mają jednak problem z odpowiedzią. Wzruszają ramionami i nie potrafią podać żadnego przykładu.
– To typowe, bo Lublin nie jest zwykle główną atrakcją na turystycznym szlaku cudzoziemców – tłumaczy Bożena Wiśniewska z Lubelskiego Ośrodka Informacji Turystycznej.
Podróżnicy z zagranicy zwiedzają nasze miasto zwykle przy okazji wyprawy do Krakowa, Warszawy czy Poznania. Skąd przyjeżdżają?
– Bardzo dużo jest Niemców, Francuzów i Włochów, a także Rosjan i Ukraińców. Odwiedzają nas też turyści z bardziej egzotycznych stron świata. Zdarzają się Brazylijczycy i przedstawiciele krajów arabskich. Sporo jest Japończyków i Koreańczyków – wylicza Wiśniewska.
Duży procent to turyści biznesowi, którzy miasto zwiedzają przy okazji załatwiania interesów, zorganizowane wycieczki oraz osoby, które poszukują w Lublinie swoich korzeni.
To co turystom przeszkadza najbardziej, to przede wszystkim słaba baza noclegowa i brak publicznych toalet.
– Zdarza się, że przychodzą do nas z walizką w ręku i proszą o pomoc w znalezieniu wolnego pokoju, a przy okazji chcą skorzystać z toalety, bo od dłuższego czasu szukają jej w centrum miasta, ale nie mogą znaleźć – opowiada pracownica LOiT.
Na liście rzeczy, które psują wizerunek miasta są też obdrapane kamienice, brak basenów czy aqua parku oraz kieszonkowcy. Pozytywne wrażenie robi natomiast plac po Farze, trasa podziemna na Starym Mieście, fakt, że wielu lublinian mówi po angielsku i nasza kuchnia.
– Cudzoziemcom smakują szczególnie gryczane naleśniki i pierogi – mówi Monika Maciejewska, lubelska przewodniczka. – Wiele osób innych wyznań pyta też do czego służy i jak się korzysta z konfesjonału – dodaje Maciejewska.