Dzisiejsze Targi Pracy ściągnęły do hali Globus tysiące osób, w większości bezrobotnych. Firmy, które wystąpiły z ofertami pracy, przyjęły nawet po kilkaset aplikacji. Ale odwiedzający narzekali, że konkretnych propozycji było niewiele.
– Zainteresowanie jest ogromne. Co najmniej kilkadziesiąt osób zostawiło u nas podania o pracę – mówiła Sylwia Różańska z firmy Genpact w Lublinie. – Kogo szukamy? Studentów V roku do pracy w księgowości i finansach.
Konkretne oferty miała też Stella Pack. Tu również można było zostawić swoją aplikację. I zrobiło to mnóstwo osób.
– Szukamy menedżera ds. rozwoju produktu oraz osób do pracy w produkcji – wyjaśnia Małgorzata Gałkowska ze Stalli Pack.
Lubelska Szkoła Biznesu szukała wykładowców, trenerów szkoleń i doradców zawodowych. Wojskowa Komenda Uzupełnień czekała na chętnych do Narodowych Sił Rezerwowych i Zawodowej Służby Wojskowej. Lubelski magistrat szukał zaś urzędników do pracy w finansach. – Praca w budżetówce? To coś dla mnie! – cieszyła się Magda, absolwentka ekonomii.
Firma Euro Marketing oferowała studentom staże. Po krótkiej rozmowie okazało się jednak, że na płatne staże nie ma w tej chwili pieniędzy z urzędu pracy, a studenci mogą liczyć jedynie na bezpłatne praktyki. Zdziwili się też ci, którzy na stoiskach Państwowej Inspekcji Pracy, czy ZUS szukali ofert pracy. Instytucje proponowały doradztwo.
– Policja i straż graniczna nie przyjmują aplikacji. A oferty z urzędu pracy są w większości nieaktualne – narzekał pan Michał.
Ale organizatorzy byli zadowoleni. – Mamy 90 wystawców i ponad 1000 ofert pracy. Jest w czym wybierać – ocenia Monika Różycka-Górska, rzecznik Miejskiego Urzędu Pracy w Lublinie, organizatora imprezy.
Nie wszyscy wyszli jednak z targów usatysfakcjonowani.
– Obeszłam wszystkie stoiska i nic dla siebie nie znalazłam. Szukam czegoś w gastronomii, a w Lublinie mogę być najwyżej hostessą – mówi Katarzyna Pawłowska z technikum gastronomicznego. –
Szukam czegoś na wakacje w zawodzie kucharza. I w Polsce nie znalazłam nic – dodaje Urszula Piejak.
Takich osób było więcej.
– Nie chcę wyjeżdżać za granicę, a praca w zawodzie fryzjerki jest tylko w Niemczech – mówi Paulina Materek.
Odwiedzający narzekali też na godziny, w których odbywały się targi. – To jest skandal, żeby kończyć taką imprezę o godzinie 14! – denerwował się pan Andrzej. – Odnoszę wrażenie, że to targi nie dla ludzi, ale dla wystawców, którzy chcą się "wyrobić” w godzinach pracy.