Pracownicy rozwiązywali testy przed ekranem komputera. Z bazy 2,5 tys. pytań losowo zestawiano testy liczące od 100 do 180 pozycji. Na rozwiązanie pracownik miał 2–3 godziny.
– Testy piszą tylko pracownicy pionu klienckiego – mówi Witold Rataj, rzecznik TP SA w Warszawie. – Dotychczasowy dział obsługi klientów będzie podzielony na dwa–trzy, klientów indywidualnych, instytucjonalnych oraz osób biznesu. Testy pomagają nam w prawidłowym przypisaniu pracowników do odpowiedniego pionu.
Innego zdania są związkowcy. – Nikt oficjalnie nie powie, że chodzi o zwolnienia, tylko że są to testy kompetencyjne – mówi Zbysław Wojnicki, przewodniczący „Solidarności” w lubelskiej TP SA.
W lubelskim okręgu TP SA pracuje 4,5 tys. osób. Zwolnienia będą prawdopodobnie jak w całym kraju, czyli o około 20 proc. – Testy nie są obowiązkowe, ale ludzie się boją i wypełniają – mówi Wojnicki.
Ale testy to nie wszystko. Najważniejszym etapem ma być rozmowa kwalifikacyjna. Po niej będzie ostatecznie wiadomo, gdzie trafi każdy z testowanych. W trakcie rozmowy oceniany będzie sposób wysławiania, kultura osobista, a nawet wygląd zewnętrzny.
– To mają być ludzie, którzy będą reprezentować naszą firmę na zewnątrz. Jeśli pracownik bezbłędnie odpowiedział na wszystkie pytania, ale odpycha swoim wizerunkiem, jest zgryźliwy, to będzie wykorzystany w innych działaniach – mówi Rataj.
Marek Kwiatek, inspektor z Państwowej Inspekcji Pracy w Lublinie, mówi, że test nie może być przyczyną zwolnienia pracownika. – Pracodawca ma jednak prawo posługiwać się takimi testami. Tak jak każdy zwolniony ma prawo odwołać się do sądu pracy.