– Lekarze mówili, że jeszcze trochę i już by nas nie było – opowiadają. – Uratował nas telefon mamy, która chciała się dowiedzieć, jak minęła podróż.
Sprawą zajęła się policja i nadzór budowlany.
– Z zakładu fryzjerskiego na parterze przedostawały się spaliny starym, zniszczonym przewodem kominowym do pokoju małżeństwa. Nie stwierdzono umyślnego działania – mówią policjanci z komisariatu nr I. – Przyczyną najprawdopodobniej był zły stan przewodu.
– Ta sprawa trafiła do mnie dopiero w środę – mówi Wiktor Przeniosło, z-ca powiatowego inspektora nadzoru budowlanego Lublina. – Teraz sprawdzamy, czy w zakładzie fryzjerskim zmian w instalacji gazowej dokonywano zgodnie z przepisami. Mamy pewne wątpliwości. Co prawda na parterze wszystko jest zgodnie z przepisami, ale tam gdzie znajduje się piecyk, dokonałem oględzin i widzę podstawy do wszczęcia urzędowego postępowania wobec zakładu.
– Leżeliśmy w szpitalu dwa dni, mieliśmy dziesięć kroplówek i ledwo uszliśmy z życiem. Chcemy znać przyczyny – mówią poszkodowani. – My nie mogliśmy w swoim mieszkaniu zamontować piecyka gazowego, kominiarze nie wydali zgody. A w tym zakładzie jest. Dlaczego?
Szefowa zakładu fryzjerskiego nie zgodziła się na rozmowę i odmówiła jakichkolwiek wypowiedzi.