Tumany pyłu, który artystycznie (czytaj: szuflą) potęgował dźwiękowiec Andrzej Jarski, niesamowite wnętrze totalnie zrujnowanego Centrum Kultury przy Peowiaków, dwóch operatorów (Tomasz Michałowski i Jacek Grzelak) i czwórka tancerzy Lubelskiego Teatru Tańca. Tak wyglądał plan zdjęciowy, na którym powstaje film o tancerzach. I o tańcu też.
– Oczywiście, że przed kamerą tańczy się inaczej. Po pierwsze można poprawiać. Spektakl albo idzie dobrze, albo nie. Po drugie kamera ogranicza przestrzeń i pokazuje szczegół – mówi Ryszard Kalinowski, jak pozostali tancerze cały osypany budowlanym pyłem. – To ważne dla nas miejsce no i można palić na planie – żartuje Wojtek Kaproń w przerwie między ujęciami. Ekipa pracowała w opuszczonym przez budowlańców i zrujnowanym poklasztornym budynku, czyli dawnym CK. Skute do cegieł korytarze, odkryte belki stropowe i pozrywane podłogi same stworzyły scenografię.
– Spektakl „Gracerunners” o ludziach żyjących w superszybkim tempie narzuconym przez współczesny świat (przygotowywany we współpracy z Karen Foss – przyp. red.) najlepiej się nadawał do takiego projektu, a film powstaje teraz, bo LTT ma 10 urodziny – tłumaczą tancerze i zapraszają na premierę w czasie tegorocznych Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca.