(fot. Marcin Skrzypek)
Latem zielone, a jesienią czerwone okrycie budynku na Peowiaków 10 wygląda intrygująco. Za jego charakterystyczną fakturę i kolory odpowiedzialny jest winobluszcz trójklapowy. Widać go z bliska przez bramę na podwórko i z daleka między budynkami sąsiedniej ulicy. O tym, jak się uprawia pnącze na kamienicy, opowiada jego opiekun Seweryn Szczepaniak
Skąd pomysł na uprawę pnączy?
– Ten pomysł nie wypłynął od nas. Budynek był porośnięty pnączem już zanim my się tutaj pojawiliśmy.
Na czym polega zajmowanie się takim pnączem?
– Na co dzień nie jest to zajęcie w ogóle wymagające, nie trzeba się tym zajmować, oprócz takich sytuacji, kiedy trzeba „bronić” miejsc, w których nie chcemy, żeby pnącze rosło. W naszym przypadku są to otwory okienne i ewentualnie miejsca, gdzie pnącze stara się wyjść poza nasz budynek. Ale na przykład tutaj, na jednej ze ścian sąsiedniej nieruchomości widać, że bluszcz się jak na razie rozwija i nikt go nie ogranicza. Pamiętam, że około dwudziestu lat temu była sytuacja, kiedy ktoś podciął zasadniczą część pnącza u dołu. Wtedy przeżywało kryzys, ale teraz już odrosło i się rozwinęło. Pnącza lubią przyczepiać się do okien, dlatego należy im to skutecznie uniemożliwić, bo później bardzo trudno jest się pozbyć tych „macek”. Poza tym, to tak naprawdę nic więcej nie robimy.
Słyszałam, że to pnącze jest znane jako lokalna atrakcja turystyczna. Zdarzają się sytuacje, że ludzie chcą wejść na pana posesję, przyjrzeć się mu z bliska?
– Ludzie sami wchodzą, kiedy widzą, że furtka jest otwarta na oścież. Oczywiście, nie zdarza się to często, raz na tydzień lub raz na miesiąc. Ludzie robią sobie zdjęcia, selfie, a kilka miesięcy temu ktoś tu nawet robił sesję zdjęciową z instrumentami muzycznymi. Muszę przyznać, że pnącza budzą zainteresowanie, a ja ze swojej strony to bardzo pozytywnie oceniam, więc jeżeli ktoś tu przychodzi, to jest przez nas bardzo mile widziany.
Z jakimi opiniami na temat pnączy pan się spotyka na co dzień?
– Kiedy ktoś przez przypadek pojawia się tutaj, to bardzo często zwraca uwagę na pnącza. Moi znajomi powiedzieli, że bardzo dobrze się tu czują, że zawsze ten bluszcz ich pozytywnie nastraja. Praktycznie są same pozytywne reakcje, nawet nie trzeba rozmawiać z ludźmi, ponieważ widać, że się zatrzymują i robią zdjęcia. Sam plebiscyt był dla nas dużym zaskoczeniem, bo my nie zgłaszaliśmy się do niego. Zrobił to właśnie ktoś, kto tędy przechodził i pnącze mu się spodobało.
W jaki sposób pan dba o pnącza? Co pan robi z nimi na zimę?
– Na zimę nie robię z pnączem niczego specjalnego, tyle, że muszę posprzątać liście, które bluszcz gubi jesienią. Latem z kwiatów spada pyłek, więc jedynie teraz i w okresie jesiennym trzeba trochę posprzątać. Natomiast, oprócz tego, nic z tym nie robimy, nic nie przycinamy, oprócz tych przypadków, o których wspomniałem, a więc bluszcz sam sobie ze wszystkim radzi.
Miejsce jest dla niego korzystne?
– Tak, patrząc na jego rozwój. Rośnie od południowej strony, więc światła mu tutaj nie brakuje, chociaż radzi sobie również bez światła. Co prawda, nie nawozimy tutaj ziemi, ale sądząc po rozwoju pnącza to mogę śmiało powiedzieć, że warunki są odpowiednie. Zresztą inne rośliny też tutaj rosną, na przykład róże, i myślę, że może po prostu nie trzeba im niepotrzebnie przeszkadzać.
Myślał pan o przyszłości tych pnączy? Chce pan coś tutaj zmodyfikować, przesadzić czy może zasadzić nowe pnącza?
– W naszym przypadku problemem jest to, że kamienica wymaga remontu elewacji i to będzie determinowało nasze działanie względem bluszczu, ponieważ rośnie on bezpośrednio na budynku. Mam nadzieję, że kamienica stosunkowo szybko doczeka się remontu, a z bluszczem coś trzeba będzie zrobić, bo on fizycznie blokuje dostęp do elewacji. Te działania może nie będą dla niego zbyt korzystne, ale na razie nie będziemy się tym martwić.
Niektórzy obawiają się, że pnącza niszczą elewacje budynków, że sprzyjają lęgnięciu się owadów, powstawaniu wilgoci czy pleśni. Czy są to uzasadnione obawy?
– Z mojej perspektywy te obawy nie są uzasadnione. W żaden sposób nie odczuwamy tutaj negatywnych stron. Trzeba oczywiście sprzątać liście, ale to właściwie nic nie znaczy przy korzyściach, które on nam daje. Dzięki bluszczowi jest chłodniej, budynek jest chroniony przed promieniami słonecznymi, jest mniej wilgoci w ścianach, ponieważ bluszcz ją przejmuje. Dodatkowo, kwiaty zamienią się w późniejszym okresie w owoce, które zimą są pożywieniem dla ptaków, co jest ważnym aspektem proekologicznym – im więcej ptaków, tym mniej owadów. Jak widać jest bardzo dużo zalet. A już taką najbardziej oczywistą jest jego piękny wygląd, to, że budzi zainteresowanie i stanowi ozdobę budynku. We wrześniu i październiku jest jeszcze ładniejszy, ponieważ liście przybierają piękne odcienie czerwieni. Jeżeli tylko ktoś ma wątpliwości co do pnączy, to może przyjść i zobaczyć tutaj czy naprawdę w jakikolwiek sposób szkodzi. My nie zauważyliśmy żadnych negatywnych skutków, no może za wyjątkiem wspomnianych już okien. Cóż mogę powiedzieć: ludzie, sadźcie bluszcze!
Wywiady zrealizowane w ramach praktyk studenckich na II roku Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej (Wydział Nauk Społecznych KUL) w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” pod kierunkiem Marcina Skrzypka w ramach III edycji plebiscytu Skarby Kultury Przestrzeni pt. „Pnącza w krajobrazie Lublina”